www.superstarsi.pl

Jacek Wójcicki i jego fascynacje muzyczne

Po pierwsze, ABBA

Rozmowa z pieśniarzem, Jackiem Wójcickim, o jego Liście utworów życia, fascynacjach muzycznych, występach estradowych i kabaretowych w Piwnicy Pod Baranami oraz o roli Pana Tenorka...

Jacek Wójcicki  Jacek Wójcicki

Czy stworzenie własnej listy przebojów jest trudne?

Przez moment wydawało mi się, że przy tak wielkiej ilości utworów powstałych przez całe dekady, zaproponowanie trzydziestu piosenek będzie zadaniem prostym i przyjemnym... Okazało się to jednak wyzwaniem niełatwym, bo już na początku stanąłem przed dylematem, czy umieszczać tam tylko utwory ważne dla historii muzyki, czy też wybrać takie, które kochałem, lub które fascynują mnie do dzisiaj? Dlatego listę postanowiłem potraktować bardziej osobiście i umieścić na niej piosenki, które wywoływały i wciąż wywołują dreszcz emocji.

A fascynował mnie zawsze głos – przede wszystkim jego tembr, czyli rozpoznawalna barwa, dzięki której można było od pierwszych taktów rozpoznać ulubionego wykonawcę. Bardzo lubię takich wokalistów i takie zespoły – rozpoznawalne, z wypracowanym brzmieniem. Lubię pop w dobrym gatunku. Nie ma na liście utworów rockowych, mocnego uderzenia, bo nigdy nie pociągał mnie chrapliwy, wysiłkowy głos i głośne granie. Od zawsze męczył mnie  hałas i uciekałem z takich miejsc.

 

Pierwsze miejsce na Pana liście było oczywiste?

Kogokolwiek pani zapyta z moich bliskich: mamę, siostrę, sąsiadów, przyjaciół -   każdy odpowie bez zastanowienia: zespół ABBA. Fascynuje mnie od lat - kiedy zaczynali i stawali się sławni i wtedy, kiedy traktowani byli jako "obciachowi". Po latach znów  przeżyli renesans na fali popularnosci filmu „Mamma Mia” z  udziałem Meryl Streep.

ABBA, to klasyka popu, brzmienia, niedościgły wzorzec aranżacji. Dla mnie był to ulubiony zespół od zawsze. Ich pierwszy przebój „Waterloo”, miałem nagrany na plastikowej pocztówce dźwiękowej. W Krakowie był jeden, jedyny taki punkt, gdzie można było wybrany przebój nagrać na zamówienie – przy Placu Dominikańskim. Potem na adapterze Bambino odtwarzałem ten hit do znudzenia. Pamiętam dreszcz emocji, kiedy pojawiały się nowe utwory i wychodziły nowe płyty tego zespołu, gdy czatowałem z trudem zdobytym magnetofonem szpulowym ZK170T na piosenki w radiowej Trójce.  Mam kolekcję płyt winylowych zespołu i utwory ABBY na płytach kompaktowych. Wydawane są ich reedycje  – na przykład wszystkie single na CD, a ostatnio przywiozłem sobie ze Sztokholmu – (ściągniętą z wystawy) – rewelację - komplet płyt winylowych w oryginalnych okładkach z lat 70-tych i 80-tych. Szczególnie  cenię wokalistkę tej grupy - Agnethę Fältskog, seksowną blondynkę. Reprezentuje dużą klasę w kategorii piosenki popowej, ma niepowtarzalny głos, świetny warsztat wokalny i do dzisiaj jeszcze nagrywa ciekawe piosenki.

 

###

 

Co puszcza pan jadąc samochodem?

Wszystkich znajomych katuję zawsze zespołem ABBA, szczególnie mają mnie dość, kiedy jedziemy wspólnie w trasę, bo w samochodzie to dyżurne płyty. Na życzenie, a czasem wręcz ostre ponaglenia  współpasażerów muszę po jakimś czasie włączać radio.

Drugi ulubiony zespół, to „The Carpenters”, z nie żyjącą już solistką - Karen Carpenter. Śpiewała przejmującym altem, atłasowym głosem przebój „Close To You”. Z polskich ulubionych wokalistek umieściłem na liście Marię Koterbską z przebojem „Augustowskie noce”. Według mnie, to był amerykański głos w polskiej rzeczywistości. Gdy słucham jej starych nagrań, to słyszę z jak niezwykłymi i sprawnymi muzykami nagrywała te utwory. To byli przedwojenni klezmerzy, którzy grali w big-bandach i znakomicie oddawali styl i feeling światowej muzyki tamtych lat. Tych piosenek słuchałem z rodzicami i  bardzo mi się podobały.

Na listę wpisałem jeszcze „Goniąc kormorany” Piotra Szczepanika, ponadczasowy przebój oraz ”Bo we mnie jest seks”, piosenkę śpiewaną przez Kalinę Jędrusik. Ta niezwykła aktorka, to też ewenement w szarej komunistycznej rzeczywistości. Podziwiałem ją za przytłumiony, zabarwiony lekkim przydechem głos, pełen seksualności.  Dla mnie to dama wielkiej klasy i słuchając jej nawet dziś widać kunszt nowoczesnego śpiewu.

Na swej liście w większości wyróżniam kobiece wokale. Wśród nich ulubiona Gingiola Cinquetti – śpiewała piosenkę „Non ho l ‘eta”. Była  laureatką Konkursu Eurowizji (1984) zajmując drugie miejsce na tym samym konkursie, za zespołem ABBA (śpiewała piosenkę "Si").

Z głosów męskich fascynuje mnie Frank Sinatra i Bary Manilow – następca Sinatry, który jednak śpiewa bardziej rytmiczne i popowo. Z listy którą stworzyłem wynika, że lubię śpiewanie klasyczne, chociaż mam też na liście kanadyjski zespół „Alan Person Project”, który uprawia  muzykę różnorodną, od ballady przez pop po rock'a .

Kiedy tworzyłem listę przebojów, zaglądałem też na You Tube i  porównując zauważyłem, że moja lista trąci „myszką”.  Nie ma na niej w ogóle utworów z okresu ostatnich kilkunastu lat, nie ma tam też wielkich zespołów np. Beatlesów czy U2, i Queen. Lubię je, ale to nie są moje fascynacje.

 

###

 

Na liście musi być jeden utwór artysty – Pan wymienił swoją „Sekretarkę”, dlaczego?

To dla mnie ważny utwór, słowa  Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, do których muzykę napisała krakowska kompozytorka Ewa Kornecka. Od niego, jak od trampoliny, odbiłem się w inne rejony – poznałem ducha kabaretu, wsiąkłem w atmosferę Piwnicy Pod Baranami, szczególną zwłaszcza w okresie stanu wojennego.

 

Jak to się stało, że zaczął Pan śpiewać?

Podobno jako mały chłopczyk śpiewałem pięknym głosikiem, co szybko zauważono w przedszkolu. Kiedy miałem cztery lata postawiano mnie na taborecie, abym zaśpiewał ówczesny przebój „Walentyna Twist”, którym zdobyłem jakieś miejsce w konkursie międzyprzedszkolnym. Dobrze sobie radziłem choć nie chodziłem do żadnych ognisk muzycznych, ani do szkoły muzycznej. Na szczęście  szybko trafiłem do Chóru Chłopięcego Filharmonii Krakowskiej. Byłem w nim  solistą i ta pozycja przyprawiała mnie niekiedy o stres i nerwy, co dzisiaj wydaje  się rzeczą śmieszną. Ale wtedy byłem nieśmiały i miewałem tremę. Zwiedziłem z Chórem pół świata. Mając dziesięć lat byłem w Libanie i Iranie! Zajęcia w Filharmonii Krakowskiej odbywały się trzy razy w tygodniu i to była dobra szkoła, okres fascynacji muzyką i obcowania z wybitnymi dziełami – „Jutrznią” i  „Pasją” Krzysztofa Pendereckiego. Oczywiście występowaliśmy też z repertuarem dziecięcym.  Ale odkrywanie muzyki klasycznej przyszło znacznie później.

 

Co wtedy Pan słuchał prywatnie, czym się wtedy fascynował?

Pierwszą moją płytą graną na okrągło, była płyta Skaldów. Przez jakiś czas tylko tę jedną posiadałem i odtwarzałem  na adapterze Bambino. Musiała mi długo służyć, bo nie kupowało się płyt tak często - były drogie. Słuchałem też namiętnie radia. „Trójka” miała swój kwadrans muzyczny, w którym puszczano utwory bez zapowiedzi, żeby słuchacze mogli je sobie nagrać w całości. Szczególną ekscytację przeżywałem kiedy zapowiadano nową piosenkę... Kogo? ABBY.

 

###

 

Po przygodzie z chórem dostał Pan się na PWST i potem grywał dwa lata w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie, czemu tak krótko?

Debiutowałem w bajce dla dzieci w reżyserii Haliny Gryglaszewskiej  „Niebieski ptak”, w której też śpiewałem. Zastanawiałem się, co dalej?  W tym czasie przystałem do Piwnicy pod Baranami. Podobało mi się tam bardzo, ale Piotr Skrzynecki zachęcał mnie bardziej do robienia scenek aktorskich niż do śpiewania, więc w Piwnicy głównie „wygłupiałem się jako aktor”, jak mawiał Piotr. A że brakowało mi repertuaru, "odkurzyłem " dawne piwniczne pieśni. Powróciłem do „Koni Apokalipsy” i „Karuzeli z Madonnami”, a potem zdarzył się przypadek z „Sekretarką”- utworem–skeczem, za który dostałem nawet nagrodę na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.

Zagrałem też w paru filmach m.in. w „Liście Schindlera” postać Henry Rosnera, ale po raz pierwszy zetknąłem się z planem filmowym dzięki Magdalenie Łazarkiewicz, która zaprosiła mnie do udziału w jej filmie „Ostatni dzwonek”(1989). Wcieliłem się tam w postać “Świra”. W tym filmie śpiewałem piosenki wcześniej prezentowane właśnie w Piwnicy pod Baranami - utkwiły mi w pamięci dwie: „Dom wariatów” i „Zakazane zostało”- czyli fragment dekretu o stanie wojennym. W tym okresie atmosfera w Piwnicy była fantastyczna a dla artystów sprzyjająca i wtedy właśnie powstawało wiele pięknych utworów muzycznych, wiele scenek, które przeszły nie tylko do legendy, ale i do historii kabaretu np. scena "Szału" z Haliną Wyrodek.

Ale obycie estradowe, wykorzystywane w kabarecie zdobyłem wcześniej dzięki wyjazdom z Estradą Krakowską, z grupą wytrawnych artystów „starej daty” o dobrym warsztacie jak Irena Borowicka czy Renata Kretówna. Takie były  moje poszukiwania, zanim znalazłem swoją niszę...

 

Wspominał Pan, że oczarowanie muzyką klasyczną przyszła dość późno, ale czy podjąłby się Pan wystąpić z utworami np. operowymi?

Bardzo cenię muzykę klasyczną - zwłaszcza wokalistykę, lubię śpiewać taki repertuar i występować np. kościołach, gdzie głos ma swój klimat i miejsce. Cieszę się też z udziału w oratoriach "Nieszpory Ludźmierskie" Jana Kantego Pawluśkiewicza, czy też “Woła Nas Pan” Włodzimierza Korcza.

Marzy mi się nagranie pieśni klasycznych kompozytorów, ale po swojemu, bo muzyka klasyczna jest też bardzo radosna.  Znalazłem sobie własną niszę muzyczną - łączę muzykę, aktorstwo i pewnego rodzaju show, ale nie wchodzę w takie gatunki jak opera, bo nie jestem do tego odpowiednio przygotowany. Mam nawet w repertuarze arię Jontka, ale nie podjąłbym się śpiewać całego spektaklu. Występuję wprawdzie z Grażyną Brodzińską czy z Małgorzatą Walewską  w podobnym repertuarze, ale to są raczej piosenki i pieśni „bel canto”. Dodatkowo utwory opracowane na  całą orkiestrę takie jak, „Pejzaż horyzontalny”, albo  „Karuzela z Madonnami” na pewno są dla słuchacza ciekawsze i nietuzinkowe. Szkoda, że rzadko grywa się koncerty z pełnym aparatem wykonawczym, rozmachem, oprawą i pełnym składem orkiestry. Marzy mi się, aby  organizować takie koncerty choć raz w miesiącu i  oczywiście brać w nich udział. (śmiech)

 

###

 

Czego by Pan nie zaśpiewał w ogóle?

Takich piosenek, które mnie nie kręcą: np. rockowych, bo nie mam takiego głosu, a do tego trzeba mieć „żelazne" gardło. Disco polo, folku też nie.

 

Jak wspomina Pan Pana Tenorka, ulubieńca dzieci w TVP1?

Nagrałem w latach dziewięćdziesiątych 120 odcinków, czyli 120 piosenek, każda jest oddzielną małą historyjką np. o rzeczach, postaciach, zwierzętach. Komponowała je Krystyna Kwiatkowska, która kiedyś grała w zespole "Baby Jagi" z   Mieczysławem Foggiem, u schyłku jego estradowej działalności. Pana Tenorka bardzo lubiłem, powstała postać dziwna i wesoła, która ku mojemu zaskoczeniu stała się bardzo popularna wśród najmłodszych. Do dzisiaj jestem rozpoznawalny przez dzieci, które wychowały się na tych bajeczkach -  panny i panowie około dwudziestki krzyczą – o Pan Tenorek! Tak ostatnio było w Gdańsku, kiedy siedziałem w kawiarni – pewien młodzian zawołał "zapraszam na piwo – gratis". Był właścicielem kafejki, a w dzieciństwie oglądał ten program i lubił Pana Tenorka.

 

Na pewno takich sytuacji pamięta Pan więcej?

Kiedyś po koncercie w Pałacu Kultury w Warszawie, podeszły do mnie  dwie panie – matka z córką, obydwie w dość dojrzałym wieku. Matka (chyba po siedemdziesiątce) zachwycona i rozpromieniona stwierdziła rozentuzjazmowana, że od dzieciństwa słucha moich piosenek! Na to córka, trącając matkę w bok, powiedziała -  "mamo, ja nie wiem czy to jest komplement dla pana Jacka". Być może pani pomyliło się coś, a jej odczucie było związane ze śpiewaniem przeze mnie piosenek z repertuaru Jana Kiepury m.in. piosenki „Brunetki, blondynki”. Repertuar ten odkryłem, kiedy Piwnica organizowała wytworny bal maskowy w Krakowie w kultowej restauracji "Feniks". Maski polityków rodem z PRL-u  przygotowali państwo Skarżyńscy, a na bal zajeżdżało się dorożką.

 

Bywanie w Piwnicy Pod Baranami przynosiło chyba wiele anegdotycznych zdarzeń. Może pan wspomnieć jakieś?

Z Haliną Wyrodek miałem świetny kontakt – co tydzień w sobotnie kabaretowe noce targała mnie za włosy w „Szale” według opisu obrazu Podkowińskiego. Uwielbialiśmy odgrywać tę scenkę, to był pewniak w programie, publiczność zawsze szalała, były owacje. Kończyłem jako koń ujeżdżany przez  Halinę. Wyrodek była postacią nietuzinkową i niepokorną i to co zrobiła, powinno być zapisane w kronikach miejskich.

Pewnej nocy Halinka upiła na Wieży Mariackiej strażaka, który miał grać hejnał. W jego zastępstwie też oszołomiona białym trunkiem, wychyliła się z okienka i zawyła na cztery strony świata hejnał  po czym... odjechała do domu polewaczką, która stała zwykle na płycie Rynku Głównego, koło pałacu Pod Baranami albo pod Jaszczurami, a spóźnieni przechodnie, korzystali często z takiego transportu (wtedy nie było żadnej nocnej komunikacji, a taksówek jak na lekarstwo).