www.superstarsi.pl

Nie jadalnia a mieszkalnia. Warszawska Praga

Na soljankę lub szczi

Wurst Kiosk, Balbina, Kotłownia, Skamiejka - to warszawskie miejsca, w których fejsbukowa grupa Zdrowo Podjeść! jadła i piła. M.in. warto odnotować wypad do Skamiejki.

W Skamiejce na warszawskiej Pradze są pierogi, zupy i atmosfera nie z tego świata.   W Skamiejce na warszawskiej Pradze są pierogi, zupy i atmosfera nie z tego świata.

- Spotykamy się mniej lub bardziej spontanicznie. Każdy powód jest dobry, by wspólnie pobiesiadować. Może to być kupno pierwszych szparagów, apetyt na kunafę, paryżanin w Warszawie czy rzeszowianka przejazdem - mówi Justyn Depo.

M.in. Grupa zaliczyła Skamiejkę (ros. - ławeczka), która mieści się na warszawskiej Pradze.

- Dawno się tak nie zachwycałem miejscem, które właściwie trudno sklasyfikować. Restauracja? Bez kelnerów? Z jadłospisem wypisanym kredą na tablicy? Cyrylicą? (co niektórym sprawia kłopot).

Tu nie wchodzi się po tylko po to, by zjeść. Wchodzi się pomieszkać. Tak, to będzie właściwe określenie: mieszkalnia. Nie mieszkanie, nie jadalnia, lecz mieszkalnia. Są dwa pokoje z kuchnią i ogródek. Tutaj przychodzi się pomieszkać godzinę, dwie, trzy. Porozmawiać z gospodyniami lub z innymi czasowymi mieszkańcami. Posłuchać muzyki. Zaśpiewać. Usiąść w kącie i poczytać książki. Panie: Tamara, Edyta i Karolina oraz Nadia ugoszczą, opowiedzą dowcip, namówią na przedstawienie teatralne, wypiją „zdarowie” kwasem, czasem zaśpiewają, czasem pomilczą. Goście nie chcą wychodzić. Wielu wraca. Gospodynie gotują, jak gotowały ich mamy i babcie i wytłumaczą co to jest: soljanka, szczi, pielmieni, chinkali, jak i z czym to jeść. Bo jedząc chinkali trzeba najpierw wyssać bulion, a dopiero potem wgryźć się w nadzienie - mówi Depo. W Skamiejce są tylko pierogi i zupy. Pielmieni z nadzieniem mięsnym, chinkali z farszem wieprzowo-wołowym i kolendrą, pierogi  z ziemniakami, z kaszą gryczaną, z jagodami. Ruskich nie ma. Z przekory. Porcja pierogów to 12 sztuk.

- Musztarda, którą panie robią na miejscu zwala z nóg nawet zahartowanych mężczyzn sprawiając, że tracą głos. Jest bardzo ostra. Polecam też uchę, kwas chlebowy, barszcz, czaj z samowara z konfiturami. Można spróbować też rosyjskiej szarlotki - mówi Depo. I tak opisuje wspólną biesiadę: "Ucha-chaliśmy się w Skamiejce na całego. Podczas naszego pobytu wpadł pan Piotr, żeby powiedzieć, że przyjdzie wieczorem z narzeczoną , dwie dziewczyny chciały się napić wódki, ale odeszły z niczym, byli ludzie z Anglii, chłopak z Woli, który wpadł na chwilę, zagrał blues´a "do kotleta za kotleta", Margareta i Anna z Wysp Owczych, które zjadły, namalowały kredą kilka obrazków, wpisały się i wrysowały do Księgi Gości i poszły dalej, zwiedzać warszawską Pragę. My zjedliśmy uchę przegryzając chlebem sandomierskim, przetestowaliśmy czeburaki ze szpinakiem, mięsem i czarną fasolą, napiliśmy się herbaty z konfiturami malinowymi, kawy z tygielka, kwasu chlebowego, zjedliśmy szarlotkę. Słuchaliśmy i Glenna Millera i Ewy Demarczyk. Ze starych, skrzypiących płyt winylowych. Zadowoleni obiecaliśmy , że wrócimy. I to nie raz.

Tym, którzy chcą znaleźć się w miejscu kompletnie nierzeczywistym, z innej bajki, polecamy Ławeczkę. Nastawcie się na spontaniczną zabawę, nie łudźcie się, ze wszyscy dostaną swe pierogi/zupy na komendę. Pilnujcie swych talerzy lub dzielcie się z innymi, aż pękniecie - dodaje.