Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o polityce cookies i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Nowe zasady wchodzące w życie 25 maja 2018. (więcej)

rss | wpisy: 197

Blog użytkownika Agnieszka_Usiarczyk

  • data publikacji: 2012-02-24 17:09:00

    My też możemy w tę sobotę urządzić sobie w domu Arabian Night

    Właśnie przeczytałam na fejsbuku, że grupa Zdrowo Podjeść!, o której wam ostatnio wspominałam, nie próżnuje. W sobotę organizuje kolejne wspólne gotowanie. Niestety miejsc już nie ma. Ostatnio każdy chwalił się daniami, które najlepiej mu wychodzą, a teraz będą musieli zmierzyć się z potrawami kuchni arabskiej, bo spotkanie jest pod hasłem Arabian Night. Paweł Sito, który na naszym portalu tworzy listę przebojów dwóch stuleci, zdradził mi, że nigdy wcześniej nie gotował nic arabskiego i nie będzie się porywał na jakieś skomplikowane danie. Zapowiedział, że zrobi sezamki. Szykuje się prawdziwa uczta. Pokażemy wam fotorelację z biesiady, a na fejsbuku na grupie Zdrowo Podjeść! pojawią się przepisy na arabskie przysmaki wraz ze zdjęciami.


    
Zainspirowana tym rejonem świata, postanowiłam bliżej przyjrzeć się tejże kuchni. Wielu cennych informacji udzieliła mi Marzena Warsztocka, która doskonale ją zna i świetnie przyrządza arabskie przysmaki, prowadzi bloga kulinarnego Arabskie smaki oraz sklep arabskie.pl. 
Na tę kuchnię składają się tradycje kulinarne co najmniej kilku krajów. Można ją podzielić na kuchnię Bliskiego Wschodu i krajów Północnej Afryki, bowiem kuchnia syryjska czy libańska różni się 
od tej w Tunezji czy w Maroku. Składniki są prawie takie same, dania i metody ich przyrządzania podobne, ale w każdym rejonie stosuje się inne mieszanki przypraw, inne przepisy.

    W menu mieszkańców Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu i Emiratów Arabskich od zawsze było głównie mięso owiec i wielbłądów oraz ich mleko. Posiłki były urozmaicane przyprawami i produktami z oazy. Dziś w tych krajach warzywa i owoce nadal mają drugorzędne znaczenie. Zupełnie inaczej jest w krajach dawnej Asyrii, zamieszkiwanych przez fellahów - rolników, uprawiających ziemię. Obok mięsa, głównie baraniny, jagnięciny, wołowiny w kuchni libańskiej, syryjskiej, palestyńskiej dominują warzywa, owoce i całe bogactwo przypraw i ziół.

    Kuchnia Północnej Afryki to wpływy kuchni bliskowschodniej, śródziemnomorskiej i kontynentalnej afrykańskiej. Bardzo popularnym mięsnym daniem jest tam tadżin czyli duszona wołowina, jagnięcina lub kurczak pokrojone w kostkę z warzywami, przygotowywany w charakterystycznym glinianym naczyniu. Dania są zazwyczaj pikantne - nie żałują tam papryczki chili. Robią z niej harrisę czyli bardzo ostrą pastę z dodatkiem czosnku i przypraw. Słynną przyprawą jest popularna w Afryce Północnej, szczególnie w Maroku, ras el hannout, w skład której wchodzi ponad dwadzieścia ziół i suszone pączki róż. Dodaje się ją do ryżu, kaszy kuskus, do potraw jednogarnkowych.
    W kuchni Bliskiego Wschodu używa się dużo warzyw. Głównie cieciorkę, bób, soczewicę, okrę, pomidory, bakłażany, paprykę, cebulę, czosnek, kabaczki, karczochy, pietruszkę i różne rodzaje sałat. I przyprawy. Mnóstwo aromatycznych przypraw, które nadają daniom charakterystycznego smaku i zapachu. Głównie są to kumin, cynamon, goździki, mięta, kardamon, kolendra. Niektóre z nich oprócz poprawiania smaku potraw mają działanie lecznicze, np. kumin i kolendra usprawniają trawienie.
    Najpopularniejsze dania Bliskiego Wschodu to hommos - pasta z cieciorki z dodatkiem tahini czyli pasty z sezamu, kebab z mięsa baraniego lub wołowego, tabbouleh czyli sałatka z pietruszki z dodatkiem kaszy burgul i warzyw. Wśród przystawek ważne miejsce zajmują również jebra - farsz z ryżu z mięsem lub warzywami zawijany liście winogron i makdous - kiszone małe bakłażanki nadziewane orzechami włoskimi, papryką i czosnkiem.
    Arabowie do posiłku piją przede wszystkim wodę. W ciągu dnia gaszą pragnienie sokami owocowymi lub ayranem czyli zimnym jogurtem z wodą i solą. Uwielbiają też herbatę, mocną i bardzo słodką, do której dodaje się kardamon. Najpopularniejszym arabskim deserem są baklava i kunafa oraz ciasteczka mamoul nadziewane daktylami lub pistacjami albo orzechami. Ciasteczka przygotowuje się z pomocą drewnianej foremki, która nadaje im kształt.

    Ponoć, by poznać prawdziwą kuchnię arabską, nie wystarczy tam pojechać na wakacje i stołować się w restauracjach. Prawdziwe arabskie jedzenie zjemy w domach. Są oczywiście dobre restauracje, gdzie miejsca rezerwowane są z wyprzedzeniem, ale trzeba je znać. Kiedyś rozmawiałam z gwiazdami o jedzeniu i wtedy Katarzyna Figura opowiadała mi o swojej niezapomnianej podroży do Egiptu, gdzie pojechała na międzynarodowy festiwal filmowy. Któregoś dnia wybrała się na wycieczkę do biednej dzielnicy Kairu i tam kupiła na ulicy od mężczyzny w dżelabie arabski chleb - pitę, którego smak i zapach pamięta do dziś. I nie dorównały mu nawet bankietowe potrawy, które aktorka jadła wcześniej. 



    Jakie arabskie dania robicie w domu? Ja najbardziej lubię pasty z bakłażana i ciecierzycy oraz kotleciki z ciecierzycy.   
 


     

  • data publikacji: 2012-02-22 11:46:00

    
Najpierw zmierzą i zważą, potem doradzą co zjeść



    Japoński producent wag otworzył w Tokio nietypową restaurację Tanita Shokudo. Ponoć Japończycy zaczęli martwić się o swoje nawyki żywieniowe i napływ żywności z Zachodu. Jedzą więcej frytek i hamburgerów, co przekłada się na tycie i coraz częstsze choroby. 
Już dziesięć lat temu gerontolog Makoto Suzuki, geriatra Bradley J. Willcox oraz antropolog D. Craig Willcox udowodnili, że długowieczność Japończyków wcale nie wynika z jakichś szczególnych predyspozycji dziedzicznych, a z diety i zdrowego trybu życia (mało stresu, dużo relaksu). Naukowcy przyjrzeli się 
Okinawie - japońskiemu archipelagowi, na którym żyło najwięcej stulatków na świecie i w swojej książce "Program Okinawa" postawili tezę, że tak wielu mieszkańców Okinawy dożywa sędziwego wieku, ponieważ mają niski poziom cholesterolu, czyste tętnice dzięki czemu rzadko chorowali m.in. na raka piersi czy chorobę wieńcową, a w związku z tym dłużej żyli.
Naukowcy zbadali też jak żyją mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni, którzy wyjeżdżają z Japonii. I okazało się, że zmieniając otoczenie, zmieniali tryb życia na bardziej stresujący oraz sposób żywienia. A to wiąże się z większą podatnością na zachorowania, np. chorobę wieńcową. Dziś na Okinawie spotyka się coraz więcej chorych. 


    Ale wierni swojej diecie Japończycy nie muszą się martwić. Ich sposób odżywiania cały czas stawiany jest za wzór. Jedzą warzywa z własnych upraw, gotują je na parze, bez tłuszczu, w menu dominują owoce morza, wodorosty. A korzyści zdrowotne płynące z jedzenia owoców morza wszyscy znamy. Są przede wszystkim źródłem kwasów omega -3, które chronią przed rakiem. Ponadto nie najadają się do syta, a zapełniają żołądek mniej więcej w osiemdziesięciu procentach. 
Naukowcy uważają, że należy przestać jeść, gdy poczujemy pierwszy sygnał sytości i następnie odczekać 20 minut, aż żołądek prześle do mózgu informację o tym, że jest pełen. Tylko jak wytrzymać te 20 minut, gdy na talerzu jest jeszcze pyszne jedzenie, którego nie powinno się marnować :) 



    Nowa restauracja nie jest stworzona z myślą o osobach z nadwagą, chociaż ci, którzy mają nadprogramowe kilogramy na pewno szybko je zgubią stołując się w niej. Właściciel proponuje tylko zdrowe jedzenie. Żaden posiłek nie przekracza wartości odżywczej 500 kcal. Ponadto na każdym stoliku jest kuchenna waga, na której można sprawdzić ile waży podane danie i czy nas nie oszukano. Niezła promocja firmy! Jest także minutnik, który odlicza zalecane 20 minut na zjedzenie posiłku. 
Ciekawostką jest to, że przychodząc na obiad, można poprosić dietetyka o bezpłatną poradę dotyczącą właściwego odżywiania się. Ale najpierw trzeba poddać się badaniu BMI (podaje się wzrost i wagę, by obliczyć współczynnik masy ciała). Specjalista podpowie także co zamówić z karty. 
To chyba miejsce dla zdeterminowanych :) Ja lubię się delektować jedzeniem i od czasu do czasu pozwolić sobie na małe co nieco. I to powyżej 500 kalorii :) 
Pomysł na tego typu biznes powinni podchwycić szczególnie amerykańscy i polscy biznesmeni.     
    A następnym razem powiem wam dlaczego sushi może być dla nas niebezpieczne.  

  • data publikacji: 2012-02-16 11:57:00

    Po tłustym czwartku zalecam pięć dni samby

     

    "Gdy w Tłusty Czwartek człek w jedzeniu pofolguje, łaskawy Pan Bóg grzech obżarstwa daruje" - mówi stare porzekadło. Wątroba taka łaskawa nie będzie:)  

     

    Ostatki, zapusty, mięsopusty to staropolskie nazwy karnawału, który rozpoczyna się 1 stycznia i trwa aż do wtorku poprzedzającego środę popielcową. Tradycją jest raczenie się w tym czasie pysznym jedzeniem, bez umiaru, zwłaszcza w ostatni czwartek karnawału zwany tłustym lub combrowym. Dawniej w tym dniu na stołach królowały głównie kasze ze skwarkami, kapusta z mięsem i słoniną, boczek, kiełbasy, a także słodkie racuszki, pampuchy, bliny, pączki, ciasta nadziewane słoniną i smażone na smalcu. Stąd właśnie nazwa tłusty czwartek.

     

    Dziś nasze wątroby chyba by tego nie wytrzymały. Chociaż gdyby jedzenie połączyć z szaloną zabawą, intensywnym tańcem, nikt nie cierpiałby z powodu przejedzenia. Mam wrażenie, że dawniej ludzie chętniej się bawili, toteż nie było aż tylu otyłych czy chorych. Brazylijczycy nie muszą się martwić o sylwetki. Tańcząc sambę przez pięć dni, wszystko spalą. 

     

    W Wielkopolsce, skąd pochodzę, bardzo popularną ludową zabawą ostatniego dnia zapustów, czyli we wtorek przed środą popielcową był podkoziołek. Brały w niej udział dziewczyny, które nie wyszły za mąż podczas mijającego karnawału. Przed ich chatami zatrzymywali się kawalerowie, którzy po wsi chodzili z kukłą z koźlimi rogami, przymocowaną do koła i wyciągali panny na tańce. W dniu tym panny i kawalerowie spotykali się również na tańcach w karczmie, gdzie dziewczęta podczas pląsów składały pieniężne ofiary podkoziołkowi czyli figurce z głową lub popiersiem kozła. W niektórych regionach, miejsce koziołka zajmowała wystrugana z ziemniaków lub brukwi figurka chłopca. Ciekawe czy dziś ktoś jeszcze się w to bawi. 

     

    Zabawa zabawą, ale gdy zapraszamy gości, trzeba jeszcze podać coś do jedzenia. Jeśli nie planujemy hulanek do białego rana, wybierzmy niskokaloryczne i zdrowe dania. Stoły wcale nie muszą się uginać od nadmiaru jedzenia. Oprócz dania głównego, wystarczy jak zaserwujemy trzy lekkie przystawki, np. sałatkę grecką, warzywa pokrojone w słupki z dipami jogurtowymi czy szaszłyki z grillowanych jarzyn na zimno. Robiąc sałatki, zastąpmy majonez jogurtem lub dressingiem, a zamiast smażyć grilujmy. Deser wcale nie musi ociekać bitą śmietaną. Mus owocowy, własnoręcznie zrobiony sorbet lub koktajl owocowy będą smaczne i zdrowe. Pustych kalorii dostarczają także soki, gazowane napoje i alkohol. Dzbanki z wodą z plasterkiem cytryny i limonki będą dużo lepszym rozwiązaniem dla osób na diecie. A czerwona herbata korzystnie wpłynie na proces trawienia.

     

    Jeśli natomiast idziemy do znajomych, zjedzmy coś wcześniej. W przeciwnym razie na przyjęciu pochłoniemy więcej niż byśmy chcieli. Warto pamiętać, by ostatni posiłek zjeść 3 godziny przed snem. Wszystko co zjemy później, odłoży się w postaci tkanki tłuszczowej

     

    Warto wiedzieć, że tłuszcz w codziennej jest nam bardzo potrzebny, bo m.in. wchłania i rozprowadza rozpuszczalne w nim witaminy A, D, E i K. Ale należy go jeść z umiarem i wybierać tłuszcze nienasycone, a ograniczać nasycone. We właściwie skomponowanej diecie tłuszcze powinny pokrywać około 30 proc. zapotrzebowania energetycznego. Polecane są tzw. dobre tłuszcze czyli kwasy tłuszczowe Omega 3 i 6, które nie tylko pomagają w przyswajaniu witamin, ale także pozwalają zachować dobrą kondycję. Są również niezastąpione w procesie wzrostu i odnowy komórek, zapewniają właściwy rozwój zdolności umysłowych, a także korzystnie oddziałują na poziom cholesterolu we krwi. Znajdziemy je m.in. w tłustych rybach morskich: w łososiu, tuńczyku, makreli. Oprócz tego wskazane są owoce morza, orzechy, a do smażenia oleje roślinne: rzepakowy, arachidowy, lniany. 

     

    Smacznego i dobrej zabawy! 

  • data publikacji: 2012-02-13 13:40:00

    Pączki, faworki – raz do roku, to nie grzech

     

    Koniec karnawału zbliża się wielkimi krokami. Szkoda, bo jeszcze nie udało mi się
    wyjść na imprezę. Za to, za parę dni najlepszy czwartek. Będzie słodko i tłusto. Poza tym, to ostatnia okazja, by przed postem najeść się do woli :) 

    Mówią, że tego dnia trzeba zjeść choć jednego pączka, bo to wróży lepszą przyszłość. Według mnie, pączek wtedy smakuje najlepiej. Może dlatego, że jem go raz w roku:). Co roku sobie obiecuję, że stanę w kilometrowej kolejce do słynnej pracowni cukierniczej przy ul. Górczewskiej 15 po najlepszego na świecie pączka. Bez konserwantów, na prawdziwych drożdżach, świeżych jajach z wiśniowo-śliwkową konfiturą. Mówią, że pączkami z tej cukierni zajadał się sam marszałek Piłsudski. Ale co roku zamiast jechać, nastawiam rozczyn drożdżowy i zarabiam ciasto na pączki. Niestety karnawałowe wypieki mają to do siebie, że ... są wysokokaloryczne i niezdrowe, szczególnie dla osób z wysokim cholesterolem, otyłych, z chorą wątrobą. Oni wcale nie powinni jeść smażonego. Bez względu na to jakiego tłuszczu użyto. Chociaż, jeden pączek nikomu chyba nie zaszkodzi? 

    Dawniej pączki smażono tylko na smalcu, ale trzeba pamiętać, że zawiera on duże ilości nasyconych kwasów tłuszczowych, a w czasie podgrzewania wytwarza się związek szkodliwy dla zdrowia, który zwiększa ryzyko powstania chorób serca czy nowotworów. Dlatego lepiej unikajmy tego tłuszczu. Ja smażę na oleju rzepakowym, bo zdrowiej, choć jego smak jest potem wyczuwalny. Teraz kupię olej z orzechów arachidowych albo ryżowy i sprawdzę czy też go będzie czuć. 

    Wracając do pączków, to koniecznie podgrzejcie olej do odpowiedniej temperatury (nie może być ani zbyt zimy ani zbytnio podgrzany), bo albo pączki zaczną chłonąć tłuszcz i będą wówczas bardziej kaloryczne i ciężkostrawne albo też za szybko się rumienić i przypalać. Przypominam też łasuchom, że jeden pączek ma ponad 300 kalorii. Żeby to spalić, trzeba będzie przez minimum pół godziny biegać lub uprawiać aerobik !!! Namawiam do zrobienia własnych karnawałowych przysmaków. Nikt nie każe nam zjadać od razu całej góry. Zawsze można zaprosić znajomych do pomocy albo zamrozić. A jeśli znacie cukiernie, gdzie sprzedają najlepsze faworki, pączki czy inne słodkie cuda, dajcie znać. 

     

    Podzielę się dzisiaj przepisem na pączki, który znalazłam w książce kucharskiej mojej babci "Kuchnia polska", Polskie Wydawnictwa Gospodarcze z 1957 roku. Wtedy kaloriami nikt się nie przejmował! Pączki robiono nawet z 15 żółtek. 

     

    1 kg mąki

    12 dag drożdży 

    15 żółtek

    pół litra mleka

    15-20 dag cukru

    20 dag masła

    1 kieliszek spirytusu

    1 kieliszek rumu 

    1/3 laski wanilii

    sól

    40 dag marmolady lub osączonych konfitur 

    cukier puder do posypania 

    do smażenia oczywiście smalec :) i to półtora kilograma 

     

    Wykonanie: Mąkę przesiać na stolnicę. Masło roztopić. Zarobić rozczyn z roztartych drożdży z 1 łyżką cukru, 20 dag mąki i odrobiną mleka. Gęstość rozczynu powinna odpowiadać gęstości dobrej śmietany. Zostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Utrzeć żółtka z cukrem, dodać mąkę, wyrośnięty rozczyn, resztę mleka, utłuczoną wanilię, szczyptę soli i alkohol. Wyrabiać aż ciasto będzie gładkie, lśniące i odstawać od ręki, a na powierzchni ciasta pojawią się pęcherzyki (można też mikserem). Wlewać roztopione masło i dalej wyrabiać. Ciasto powinno być niezbyt gęste. Przykryć ściereczką i zostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia aż podwoi objętość. Lekko rozwałkować na stolnicy, wykrawać szklanką kółka, nadziewać i formować kule. Pozostawić do wyrośnięcia. Tłuszcz do smażenia stopić w rondelku. Wrzucając kawałek surowego ciasta sprawdzimy czy ma odpowiednią temperaturę. Jeśli ciasto szybko wypłynie i zacznie się szybko rumienić, znaczy, że można smażyć. Usmażone z obu stron pączki odkładać na papier i osączać z nadmiaru tłuszczu. Oprószyć cukrem pudrem wymieszanym z utłuczonymi ziarenkami wanilii. 

    Z przepisu wychodzi pączków jak dla wojska, ok. 60-70 sztuk. W książce podana jest też receptura na fajne nadzienie: 15 dag zmielonych orzechów włoskich mieszamy z 25 dag ucieranej rozgrzanej róży cukrowej. 

  • data publikacji: 2012-02-07 19:28:00

    Smaki dzieciństwa - pamiętacie?

    Każdy z nas ma swoje ulubione potrawy, które kiedyś robiła babcia czy mama. Dania, które kojarzą się z domem, z dzieciństwem. Znamy dokładnie ich smak, zapach, ale nie potrafimy odtworzyć, bo albo nie mamy receptury albo ingrediencje dziś nie te. Jedno jest pewne: tych potraw nic nie jest w stanie zastąpić. 
Dla mnie są to ziemniaki z sosem cioci Józi. I nie chodzi tu o ziemniaki, a o ten sos. Gęsty, kremowy, zaprawiany żółtkiem oraz tłustą, wiejską śmietaną, którą ciocia zbierała z mleka od swojej krowy. Niby zwyczajny, ale na samą myśl o nim, ślinka mi cieknie. Ostatnio jadłam go chyba 20 lat temu. I wiele bym dała, by znów poczuć ten smak. Ciekawe czy dziś byłby taki sam. Innym moim przysmakiem są uszka z grzybami, które robi babcia Zosia. Tylko na święta, ale za to w hurtowych ilościach. Obdziela nimi całą familię. W zeszłym roku, po raz pierwszy lepiłyśmy je wspólnie. Nauczyłam się je sklejać i dokładnie spisałam recepturę na ciasto i farsz. Szkoda, że przepisu na sos sobie nie zapisałam.

  • data publikacji: 2012-02-03 11:36:00

    Zapraszam na gorącą czekoladę

    
Gdy za oknem minus 15, a gdzieniegdzie nawet minus 30, całe nasze ciało i organizm krzyczą, że chcą się rozgrzać. Gorące gofry, tłuste golonka, kiełbasy tylko nas utuczą. Jak akurat nie jesteśmy na narciarskim wypadzie, mniej się ruszamy, więc też nie potrzebujemy aż tyle energii, co w golonce. Na początek dnia proponuję wysokoenergetyczne śniadanie: np. domowej roboty granolę z mlekiem lub jogurtem i owocami. 
Podstawą każdego dania powinny być warzywa i owoce. Zimą lepiej korzystać z mrożonek. Zbierane w sezonie i od razu zamrażane, są zdrowsze niż warzywa, które miesiącami gdzieś leżakują. Mają więcej witamin i składników odżywczych niż „świeże” o tej porze roku. My dziś w domu zjemy rozgrzewające ragout z grzybów, fasoli i warzyw z grzankami czosnkowymi. Niezła na zimowe dni jest też gęsta,  gorąca fasolka po bretońsku (ja robię bez kiełbasy). A jak dodamy do niej cząber i majeranek, obejdzie się bez wzdęć. 
Po pracy umówiłam się z koleżanką na gorącą czekoladę. Czasem w domu robię filiżankę dla siebie i córki Ingi. W garnuszku mieszam mleko ze śmietanką UHT w proporcjach pół na pół i doprowadzam do wrzenia. Czasami dorzucam jeszcze kilka ziarenek wanilii lub laskę cynamonu. Dodaję połamaną czekoladę, mieszam. I gotowe! Niektórzy dodają też szczyptę chilli. A wy dokąd chodzicie na gorącą, gęstą i aromatyczną czekoladę?

  • data publikacji: 2012-02-02 15:53:00

    Historię o schabowym między bajki włożyć?

     

    Czy wiecie, że Polacy najwięcej jedzą warzyw i owoców spośród 19 nacji przebadanych przez Europejską Radę Informacji o Żywności? Polak zjada co dzień  577 gramów zieleniny tymczasem inni Europejczycy o 14 g mniej niż zaleca norma! Jako jedno z czterech badanych państw spełniamy normy Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), która zaleca, by każdego dnia jeść ponad 400 gramów owoców i warzyw (ale nie ziemniaków ani innych bulw, które zawierają skrobię!). Powyżej normy WHO uplasowały się również: Niemcy, Włochy i Austria. Najmniej warzyw i owoców jedzą mieszkańcy północy kontynentu: Islandii, Szwecji, Finlandii, Wielkiej Brytanii, ale też Czech. Produkty roślinne częściej wybierają kobiety niż mężczyźni. Ale uwaga! Mężczyźni u boku kobiet zmieniają na lepsze swe nawyki żywieniowe. Ja dziś idę kupić cytryny do zimowej herbatki i mandarynki, a dzisiejszą jarzynową szczodrze posypię pietruszką. Mrożoną, ale zebraną z własnej działki. I co najważniejsze, niepryskaną. A lada dzień w domu, w doniczkę wsadzę korzeń pietruszki na natkę i cebulę na szczypior. 
     

     

121314151617181920<img src="/img/paging/next.gif" alt="" />
Marzec 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
        01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31
webstar 2012