Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o polityce cookies i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Nowe zasady wchodzące w życie 25 maja 2018. (więcej)

rss | wpisy: 18

Blog użytkownika Zgred

  • data publikacji: 2012-03-14 21:43:00
    Nikt nie skomentował tego wpisu. skomentuj

    Encore, jeszcze raz…

    Ta piosenka Jacka Kaczmarskiego zrobiła na mnie kiedyś podwójnie wielkie wrażenie: po pierwsze, okrucieństwo losu psa ( żywej istoty, która za  wierność i oddanie człowiekowi jest przez tegoż karana podwójnie bolesnym biciem – niezasłużonym i niezrozumiałym !) – przy którym dramat człowieka jest zaledwie życiową historyjką. Po drugie – bo ja kiedyś, bardzo dawno, przez krótką chwilę pomiędzy odwróceniem kolejnej karty albumu – widziałem ten obraz ! Wtedy widziałem właśnie dramat człowieka, plastycznie, ze szczegółami, pies był mało znaczącym dodatkiem. Po latach dowiedziałem się, że Jacek nigdy sam tego obrazu nie widział, został mu on opowiedziany przez ojca. Podziwiałem, jak precyzyjna musiała być opowieść, skoro Jacek tak wiernie ją wyśpiewał!

    Dzisiaj ze złością czytam w internecie różne głupoty o tej piosence – poczynając od przekłamanego tekstu, aż po prymitywne komentarze. No cóż, taki jest internet - powtarzam sobie.  Każdy może sobie pisać, co chce i jak chce – ja również. Ale ja napiszę o książce.  Wyszła niedawno: "Lekcja historii Jacka Kaczmarskiego". Autorstwa dwóch pań, z których jedna zajmowała się analizą obrazów, będących dla Jacka natchnieniem , druga zaś związkami pomiędzy obrazami a poetyckim ich opisem w piosenkach Jacka. Książka zawiera tych analiz kilkadziesiąt , więc o błędy i pomyłki nietrudno. W tym przypadku, brak właściwego arcydzieła ( do dyspozycji była tylko znaleziona w internecie  "próba powrotu do tematu", w  wykonaniu pacjenta szpitala dla obłąkanych, zamiast genialnego malarza, choć prawnie była to ta sama osoba) spowodował, że obie panie puszczały swobodnie wodze swej fantazji. 

    Diana Wasilewska pisała o "oficerze, leżącym na łóżku", gdy na obrazie ledwie można rozpoznać rozmazany zarys ręki, barku i górnej części tułowia, z ciemniejszą plamą w miejscu głowy, bez możliwości rozpoznania wieku, płci i stanowiska leżącej osoby. Charakteryzując malarstwo Fiedotowa na przykładzie innego obrazu mówi np. o " oficerze odznaczonym medalem"  tam , gdzie w rzeczywistości chodzi o urzędnika niskiej rangi, chodzącego w dziurawych butach.  Mówiąc o stylu znanego jej obrazu zatytułowanego "Encore, jeszcze encore" , używa określenia "swobodny", tam, gdzie wyraźnie widać nieporadność ręki i mózgu. Opisuje ze szczegółami świeczki, gdy poeta mówi: " w oku mam błysk – od knota, co się w lampie żarzy…", czyli po prostu , generalnie, coś widzi, ale nic z tego nie rozumie.

    Iwona Grabska idzie jeszcze dalej: przypisuje Jackowi, temu mistrzowi szczegółu, który z niesamowitą spostrzegawczością tylekroć ukazywał w dziesiątkach opisów innych obrazów, nagły zwrot w kierunku wymyślania fikcji, której nie widać na samym obrazie. Czyli obarcza swoim grzeszkiem poetę.

    Właściwy, ten opowiedziany przez ojca obraz przedstawia widok ogólny izby w wiejskiej chacie, oglądanej od środka krótszej ściany . Centralne miejsce zajmuje prosty stół, w jego prawym, dalszym rogu stoi spora lampa naftowa, z ozdobnym kloszem, mocnym światłem oświetlająca całą izbę, na  stole talerz z resztkami jedzenia, butelka, kieliszek lub szklanka. Przy stole, po lewej stronie siedzi na krześle młody mężczyzna ok. trzydziestki, ewidentnie przystojny, ubrany w białą, rozhełstaną na piersiach koszulę, spodnie wojskowego kroju ( być może z lampasami) i chyba długie buty do konnej jazdy . Siedzi zwrócony do widza prawym profilem, z łokciem lewej ręki opartym na stole, lewa dłoń podpiera policzek, patrzy na prawą ścianę, gdzie na wysokości jego wzroku jest niewielkie okienko, z czernią nocy za szybą, tak że okno działa jak lustro. Nogi ułożone nierówno, najprawdopodobniej lewa ze stopą umieszczoną pod krzesłem, prawa stopa bardziej schowana pod stołem. Prawa ręka opuszczona luźno, być może oparta o udo, dłoń trzyma rękojeść szpady, której koniec (skierowany skośnie w stronę psa) oparty jest o podłogę. Za krzesłem, pod lewą ścianą, stoi coś pośredniego między łóżkiem a pryczą, z narzuconymi niedbale kilkoma futrami, ze wspaniale odmalowanym włosiem (!) , nad łóżkiem na ścianie wisi gitara.Na pierwszym planie ( w środku, na tle stołu) siedzi pies. Średniej wielkości (owczarek, seter ), jasno umaszczony, sierść średnio długa. Siedzi lewym profilem,  ze wzrokiem utkwionym w człowieka za stołem . Nie pamiętam, czy po lewej stronie, przed łóżkiem , prawie na wprost oczu psa , nie widać kawałka drzwi wejściowych, z jakimś płaszczem powieszonym na haku wbitym w te drzwi . O belkowaniach izby pisze Jacek, szczegółów nie pamiętam, ale na pewno zostały oddane bardzo precyzyjnie.

    Nie wszystko w tym opisie musi się zgadzać z obrazem ( powtarzam – widziałem go dawno i krótko ), dlatego mam prośbę typu : "Ktokolwiek wie…"  Przypuszczam, że obraz jest w prywatnych rękach, możliwe, że na Zachodzie, wywieziony przez jakiegoś rosyjskiego arystokratę zanim w Rosji rozszalała się bolszewicka rewolucja. Wiem, że istnieją kolorowe reprodukcje. Będę wdzięczny za każdą informację ….

  • data publikacji: 2012-03-05 13:50:00
    Nikt nie skomentował tego wpisu. skomentuj

    Mojżesz

    z cyklu: Biblia na opak odczytana Jedna z najbardziej świetlanych postaci , Mojżesz, mocno traci na świetlistości przy dokładniejszej lekturze jego dokonań: bliżej mu do przestępcy, także - ludobójcy, niż do bogobojnego męża. Po odrzuceniu mitów i bajek pozostaje bezwzględny zbrodniarz: nie dopuszczony do władzy psychopata mamiący oszustwami spokojnych obywateli Egiptu (nie byli tam niewolnikami – żaden niewolnik nie mógłby pożyczyć sobie od sąsiada – człowieka wolnego – złotych i srebrnych naczyń, pod jakimkolwiek pozorem ) , organizator zbrojnych bojówek, bestialskich w akcji. Trudno przecież przypuszczać, że wpadając do cudzego domu i mordując niewinnego najstarszego syna, nie spotkali się z oporem lub odwetem rodziców. Czy naprawdę zadowolili się jedną ofiarą, czy też raczej wymordowali do końca wszystkich mieszkańców? Po takiej masowej zbrodni, którą nie można nazwać inaczej, jak ludobójstwem, Żydom nie pozostało nic innego jak paniczna ucieczka. Wejście do "ziemi obiecanej" też nie było przyjacielską wizytą: Żydzi wyrzynali w pień miejscowe plemiona. Czy można się dziwić, że znając swoją historię, starzy, świadomi tych faktów Żydzi, pędzeni na Umschlagplatz w Warszawie szeptali półgłosem: " to kara za nasze zbrodnie ".
  • data publikacji: 2012-03-02 15:12:00

    Kompleks Edypa

    Jeden z najstarszych dowcipów, z długaśną brodą.

    Pytanie do radia Erewań:

    - Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają ludziom samochody?

    Odpowiedź:

    - Prawda. Tylko nie w Moskwie, a w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym, ale na Newskim Prospekcie, nie samochody, lecz rowery . I nie rozdają, lecz kradną !

     

    Pasuje jak ulał do Freudowskiego " kompleksu Edypa".

    Trochę mitu – tak dla przypomnienia. Wyrocznia oznajmiła rodzicom Edypa, że ich syn zabije swojego ojca i poślubi swą matkę. Aby uniknąć zbrodni i niesławy, ojciec, po uprzednim okaleczeniu syna, kazał porzucić go w górach na pastwę dla dzikich zwierząt. Miejscowy pasterz znalazł niemowlę i oddał je na wychowanie lokalnemu bezdzietnemu królowi. Ten ostatni przez długie lata, razem ze swoją żoną wychowywał podrzutka jak swoje dziecko, do czasu, aż młody Edyp dowiedział się o ciążącej na  nim klątwie. Nie chcąc dopuścić się czynów zbrodniczych i nierządnych, młody chłopak opuścił rodziców ( nie wiedział, że są tylko przybranymi) i udał się w podróż, z postanowieniem, że nigdy nie wróci w rodzinne strony. W podróży miał wypadek : jakiś pirat drogowy chciał wymusić pierwszeństwo,  Edyp nie ustąpił, w przepychance  goryl pirata skasował Edypowi jego pojazd ( zabił mu konia ), piratem  był stary, bogaty ( trzymał w swych  łapach całe sąsiednie miasto) i chamski gangster, ani myślał uznać swoją winę. Edyp był niezwykle sprawny fizycznie, w trakcie bijatyki, jaka się potem wywiązała, zabił zarówno gangstera jak i jego goryla. W najbliższym mieście, do którego dotarł, dowiedział się o bandycie, mordującym bezkarnie mieszkańców, oraz o nagrodzie dla ewentualnego pogromcy bestii.  Stoczywszy  zwycięski  pojedynek, uwolnił miasto od bestialskiego prześladowcy , za co  w nagrodę dostał piękną wdowę po wcześniej pokonanym gangsterze .

    Czy Edyp cierpiał na jakiś kompleks?

    Nic z tych rzeczy! Był normalnym, młodym człowiekiem i wszystko co zrobił całkowicie mieściło się w ramach ówcześnie  przyjętych norm i obyczajów.   Cóż więc przypisywał mu Freud?   Pożądanie własnej matki, gdy w rzeczywistości dostał jako nagrodę obcą kobietę. Zabójstwo własnego ojca z chęci zagarnięcia swej matki, gdy w rzeczywistości zabił niebezpiecznego gangstera, z takich, co to nikomu nie przepuszczą. 

    Spuśćmy zasłonę miłosierdzia na głupotę Freuda,  na braki w elementarnej wiedzy. Co nie wyklucza wyrzucenia "kompleksu Edypa" ze słownictwa zarówno medycznego jak i codziennego .

     

  • data publikacji: 2012-02-28 00:06:00
    Nikt nie skomentował tego wpisu. skomentuj

    Mężczyźni pozostają dużymi chłopcami

    Takie komentarze do męskich zachowań słyszy się z ust nawet wykształconych kobiet. Najczęściej wtedy, gdy mężczyzna  zachowuje się w sposób , który kobiety pamiętają z jego chłopięcych czasów. Mało która z nich zdaje sobie sprawę  z nonsensowności takich wypowiedzi. O ile bez zastanowienia mówią o dziewczynkach : "małe kobietki", o tyle nie potrafią zrozumieć, że chłopiec to w rzeczywistości : "już mężczyzna, tyle że jeszcze mały". Że jego zabawy są prawdziwymi męskimi zajęciami, które będzie później , na większą skalę , wykonywać w dorosłym życiu.

  • data publikacji: 2012-02-18 18:47:00
    Nikt nie skomentował tego wpisu. skomentuj

    Szympansy w ZOO

                                                                                   se non e vero, e ben trovato

    W pewnym ZOO była grupa szympansów – kilka samic  i  kilku wyrostków . Nie było samca alfa, choć jeden z młodych mógłby pretendować do tego stanowiska w przyszłości, był zadziorny, często wdawał się w bójki z rówieśnikami, jedynie dorosłe samice nie pozwalały mu na zbytnie poufałości. Któregoś dnia nasz bohater przegapił porę rozdawania smakołyków . Próbował jeszcze zdobyć je siłą , ale został boleśnie odgoniony. Zły jak chrzan, powlókł się w kierunku zimowego domku, murowanego schronienia dla szympansów na czas zimowej pogody. Traf chciał, że w korytarzyku tego pomieszczenia obsługa pozostawiła duże tekturowe kartony ( być może właśnie po owych  smakołykach).  Wściekły młodziak , chcąc wyładować złość, zaczął te kartony okładać rękami. Wydawały one donośny, głuchy odgłos, który najwidoczniej sprawiał młodemu przyjemność.  Gdy  w końcu zmęczył się solidnie, wylazł z domku – i zobaczył całe stadko szympansów, zbite w ciasną gromadkę, w najdalszym kącie wybiegu. Kiedy podszedł bliżej, bez proszenia dostał resztę nie zjedzonych smakołyków.  I tu obsługa ZOO , która obserwowała całe zajście, wycięła szympansom brzydki numer : nie usunęła z korytarzyka tych kartonów.

    W ciągu następnych dni młody szympans doskonalił swoją sztukę – jeżeli inne szympansy wchodziły do zimowego domku, a on razem z nimi, nigdy nie zwracał najmniejszej uwagi na kartony.  Jedynie kiedy chciał coś zdobyć lub osiągnąć , to próbował tego na otwartym terenie, tylko wtedy, gdy wszystkie małpy były razem z nim. Jeśli mu się to nie udawało, ostentacyjnie odwracał się,  ruszał powoli  w kierunku domku, co jakiś czas zatrzymywał się i odwracając głowę mierzył wzrokiem pozostałe małpy. A potem urządzał słuchaczom koncert na  kartonach – i to zawsze działało.

    Czy to coś komuś może przypomina ?

  • data publikacji: 2012-02-07 22:08:00
    Nikt nie skomentował tego wpisu. skomentuj

    UFO

    Szczyt histerii UFO to lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte – nie było prawie tygodnia, żeby gazety nie pisały o jakimś nowym przypadku spotkań , porwań czy innych  świadectwach ingerencji "obcych" w nasze ziemskie sprawy.  To wtedy wypłynęły takie nazwiska jak Daeniken – autor kilkunastu księżek "dokumentujących" działalność obcych w zamierzchłej historii ludzkości, czy też Spielberg, ten od E.T.  Każde światełko na nocnym niebie było nazywane niezidentyfikowanym obiektem, a każdy paproch na odbitce fotograficznej – statkiem kosmicznym. Namnożyło się wtedy  mnóstwo różnej maści oszustów, od protoplasty Adamskiego, poprzez Meiera, aż do tych dwóch kanadyjskich chłopaków, fotografujących pokrywkę od turystycznego kochera (  ich zdjęcia zostały uznane za jedyny niepodważalny dowód w sprawie UFO, bo oświadczyli, że sfotografowali latający spodek !!).  A potem sytuacja zaczęła się zmieniać w sposób wręcz zawrotny:  w latach osiemdziesiątych pojawiły się proste , tanie aparaty fotograficzne ( czule nazywane z niemiecka : idioten kamera )  z kolorowym filmem , które nie wymagały żadnych umiejętności fotografowania ( naciśnięcie jednego guzika nie zaliczam do tej sfery od czasu, gdy nawet niemowlaki potrafią włączać  telewizor ) i gwałtownie zaczęła rosnąć ilość ludzi posiadających aparat fotograficzny noszony na codzień przy sobie, a jednocześnie zaczęła maleć liczba zdjęć z tajemniczymi kółkami, kreskami i plamami na niebie. Po prostu te aparaty robiły zwykłe, uczciwe zdjęcia  ( praktycznie biorąc, niemożliwe było tzw. podwójne naświetlenie, typowy trick oszustów ). Ostateczny cios przyszedł  na początku 21 wieku – fotografia cyfrowa, razem z coraz  większą matrycą i precyzyjniejszym  teleobiektywem  ( zwanym zoom ) pozwoliła na robienie lepszych zdjęć z dużej odległości, z automatycznym doborem optymalnych warunków naświetlania.  Równocześnie z naszego nieba, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki,  zniknęły statki kosmitów. Pozostało tylko trochę dziwnych świateł na niebie, ale te są traktowane jak należy, jako zwykłe zjawiska atmosferyczne.

  • data publikacji: 2012-02-06 17:49:00

    Beczenie owiec.

    Nie oglądam telewizji. Głównym powodem jest nieustający serial pod tytułem: " Beczenie owiec". Głównymi aktorami są telewizyjni prezenterzy, dziennikarze i przeważająca większość  zaproszonych  przez nich gości. Ich występ przed kamerami wygląda ( a raczej dźwięczy ) mniej więcej tak:  " Początek pierwszego zdania " – eeeeeeeee – "część środkowa zdania " – eeeeeeeee-  " koniec zdania" – eeeeeeeee.  "Zaczyna następne zdanie" – eeeeeeeeee-  "dodaje coś niegramatycznie" – eeeeeeeee – " usiłuje wrzucić coś oryginalnego " – eeeeeeeeee…..   i tak przez całą swą wypowiedź.  Nawet  jeśli któryś ( któraś ) z nich jest w stanie wypowiedzieć  całe zdanie jednym ciągiem, to cały czas upływający do rozpoczęcia następnego wypełnia owo nieustanne beczenie .

    Skąd ta maniera? Częściowo wynika z faktu, że do telewizji dopychają się ludzie bez odpowiedniego wykształcenia i umiejętności, ale za to "z łokciami". Brak wykształcenia nie pozwala im zrozumieć, że słuchacz potrzebuje owej chwili ciszy pomiędzy zdaniami, ażeby lepiej zrozumieć i zapamiętać przekazywaną mu informację. Z drugiej strony, jeśli już trafi się ktoś lepszy, z jakimś wyczuciem, to ulega presji " przytrzymania uwagi słuchacza". Zdaje sobie sprawę z miałkości przekazu, więc podnosi głos, przyśpiesza tempo, udając, że to co mówi jest ważne,  a kiedy już nie ma co mówić, beczy jak baran. Dlatego nie  oglądam telewizji.

  • data publikacji: 2012-02-02 20:19:00

    Zgred

    Zgreda przedstawiać nie trzeba.  Wiadomo:  męczy, dręczy, nudzi i marudzi. Generalnie - ma za złe.  Czasem tylko może się okazać, że w tym marudzeniu coś tkwi.  Że może chodzi o jakiś kawałek  prawdy, o której reszta nie bardzo chce słyszeć. I dlatego zgred marudzi...

12<img src="/img/paging/next.gif" alt="" />
Kwiecień 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          
webstar 2012