www.superstarsi.pl
Lubią swoje towarzystwo. I dobrze. Po 44 wspólnie spędzonych latach, nawet jeśli się ich nie liczy, takie rzeczy mają znaczenie.
Nie wstają przed dziewiątą (przywilej emerytów). Śniadanie jedzą w piżamach, najczęściej przygotowuje je Bernard (nieźle jak na 44 lat stażu). Potem spacer z psem, prace w domu i ogrodzie, zakupy. Zawsze znajdzie się coś do zrobienia. I popołudniowe rozstania. Bernard mimo że dobija siedemdziesiątki i od wielu lat jest na emeryturze nadal 2-3 dni w tygodniu uczy w szkole muzycznej. - Dzięki temu, że wychodzi z domu mam pretekst, by na niego czekać – śmieje jest Wiesia (60+). I tak przez ponad czterdzieści lat wspólnego życia. Zawsze się rozmijali – ona pracowała rano na uczelni, on popołudniami w szkole muzycznej. – To świetny sposób, aby zdążyć się za sobą stęsknić. Wieczorem zawsze było tyle do omówienia – opowiada Wiesia. Wieczory nadal są „święte”. Kolacja, palenie w kominku, herbata, posiedzenie przed telewizorem, telefony do córek i wnuków – to już rytuał.
Lata, dni, godziny
Nie lubią się rozstawać. Na szczęście nigdy nie musieli. No właściwie raz, kiedy Wiesia miała swój dyżur w Warszawie przy 4- miesięcznym wnuczku. Wydzwaniali wtedy do siebie jak nastolatki. Nie lubią bezruchu. Latem robią przetwory z owoców z własnej działki, zapraszają wnuki na „prawdziwe” wakacje. A jesienią, kiedy już „nie ma co robić”, zawsze znajdzie się czas na kolejny remont w dużym domu. Wiesia jest mózgiem, Bernard rękami. Złotymi - spełni każdą zachciankę żony. Nie są dziadkami żyjącymi przesadnie życiem wnuków. Owszem myślą o nich, ale z wiekiem też coraz więcej o sobie. Zdrowo się odżywiają, śledzą zdrowotne nowinki. Raz w roku wyjeżdżają z parą serdecznych przyjaciół na jesienne wczasy dla seniorów nad morze. Całodzienne spacery po plaży bez względu na pogodę i wyskok na piwo do Niemiec, to już tradycja.
Wyprzedzają mody
W naszym wieku ważne aby się nie nudzić – twierdzą zgodnie. Nuda na szczęście im nie grodzi. Zanim zaczęła się moda na ekologiczną żywność – już uprawiali ziemniaki, fasolę i kabaczki w gospodarstwie po rodzicach, które sami wyremontowali jako dom letniskowy dla całej wielkiej rodziny. To tam latem odbywają się rodzinne zjazdy, ogniska i biwaki. Zanim zaczął się szał na Nordic Walking już maszerowali z kijami na długie spacery. Zanim zapanował szał na drewniane zabawki dla dzieci, dziadek Benio wyczarowywał z wnukami (ma ich trójkę) karmniki i domki na drzewie.
Lubią swoje towarzystwo i to się przydaje. Gdy święta mieli spędzić sami, bo jedna córka mieszka za granicą, druga w tym roku wybierała się do teściów, powiedzieli: Super! Cieszyli się na świąteczne śniadanie w łóżku i nicnierobienie (przy trójce wnuków nic nie robić się po prostu nie da!) Z romantycznych świąt nic nie wyszło - dalsza rodzina i znajomi nie pozwolili im na to! - Nawet szkoda, że nie zdążyliśmy pobyć sami, to byłoby coś zupełnie innego - skomentowała Wiesia – ale pewnie jeszcze się uda. Urodzeni optymiści. Każdy minus przekują w zaletę!