www.superstarsi.pl

Jeszcze jedna szansa na dobre życie

Bycie razem przez płot

On (73 lata), od prawie 10 lat wdowiec. Ona (68 lat), dwa lata temu pochowała męża. Przez ostatnie 20 lat wymieniali grzeczne sąsiedzkie „dzień dobry”. No i zmieniło się.

Nigdy nie wiadomo jak wielkie uczucie czai się tuż za płotem. Nigdy nie wiadomo jak wielkie uczucie czai się tuż za płotem.

Prawdę mówiąc ich sąsiedzkie relacje nie były najlepsze. Przyczyną była jakaś dawna nieprzyjemna wymiana zdań (po latach już nikt nie pamięta o co poszło). W każdym razie mieszkając w sąsiadujących domach w podopolskiej dzielnicy, przez lata wymieniali tylko zdawkowe uprzejmości. „Dzień dobry”, „Szczęśliwego Nowego Roku”, „Ale wnuczek urósł”.

Tak było, do czasu, kiedy Helena złamała  nogę.

 

Złamana noga Heleny

Leżała w kuchni i nie mogła się podnieść. Płacząc z bólu wykręciła numer, który wybierała codziennie od kilku lat. Do córki - Basi - choć ta i tak nie mogłaby przyjechać aby pomóc, bo od 3 lat mieszka nad morzem. Zdenerwowana córka obiecała zorganizować natychmiastową pomoc. Już po 5 minutach do mieszkania Heleny zapukał Józef – sąsiad. Powiedział, że zadzwoniła do niego Basia i roztrzęsiona prosiła o zawiezienie mamy na dyżur ortopedyczny do szpitala. Więc przyszedł. Skąd miała numer – myślała potem Helena. - No z informacji przecież, pomyślałam, że przecież pan Józef emeryt, to i w domu będzie – odpowiedziała Basia.

Pan Józef zawiózł Helenę do szpitala, czekał cierpliwie aż założą jej gips, odwiózł do domu, zrobił herbatę. Rozmowa się nie kleiła, ale Helena miała inne zmartwienia na głowie.

 

Bułki od Józefa

Jakie było jej zdziwienie, gdy następnego dnia rano znowu przyszedł. Z bułkami. - Kupiłem świeże, bo przecież Pani ciężko będzie teraz do sklepu - powiedział.

Przy herbacie trochę porozmawiali. Potem zajrzał jeszcze kilka razy. Z czasem nie krępowała się już poprosić o kupno gazety czy mleka. Gdy przyjechała Basia od razu spytała skąd u mamy owoce i ciastka? - No, Józef kupił – powiedziała Helena. - Józef?  - zdziwiła się znacząco Basia. - Jesteście z sąsiadem na „ty”?

Po zdjęciu gipsu Helena czuła się zobowiązana do rewanżu. Upiekła ciasto i poszła z rewizytą. Już było ciepło, koniec maja, siedzieli więc przed domem, pili herbatę i rozmawiali. Aż się zrobiło ciemno. - A potem to już jakoś tak samo poszło – śmieje się Helena. - Za każdym razem, jak coś smacznego zrobiłam, zanosiłam na spróbowanie Józefowi. A to naleśników więcej nasmażyłam, a to pierogów. A sąsiad z kolei jak kosił swoją trawę, to i do mnie przy okazji przyszedł skosić. I parkan pomalował. Na ten sam kolor co swój, bo farby zostało. Ani się obejrzeli, jak zaczęli spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Początkowo to jak Pawlak z Kargulem  - śmieje się Józef – wołała mnie „podejdź do płota na herbatę”.

 

###

 

Sąsiedzka codzienność

Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy się zachowywać jak stare dobre małżeństwo – śmieje się Helena. - Jak ciepło, to razem poszliśmy do sklepu ogrodniczego po nasiona. Jak robiłam kompoty, to siedział ze mną i choć narzekał na robotę, wiśnie drylował. Jak Basia przyjeżdża, to na obiad Józefa też zapraszamy. I Basia się już nie dziwi. Pewnie nawet zadowolona jest, że ktoś się mną opiekuje na miejscu. Jak ciepło, do miasta, do kawiarni jedziemy. Inni sąsiedzi już trochę się uśmiechają porozumiewawczo.

Zaczęli też jeździć razem do kościoła.

- W końcu to normalne, że sąsiadkę podwiozę  - śmieje się Józef.

 

Nie zawsze jest różowo

Józef lubi się obrazić. Helena z kolei w gorącej wodzie kąpana. Zdarza się więc, że się poprztykają (głównie o politykę).  - Wtedy po prostu każde idzie do siebie i patrzymy kto pierwszy nie wytrzyma – opowiada Helena. Gniewanie się nigdy nie trwa długo. Najwyżej do wieczornych wiadomości. Lubią razem oglądać „Szkło kontaktowe”. - Ale o godzinie 23 się rozchodzimy. Żegnamy na podwórku tak, żeby sąsiedzi widzieli. Po co mają gadać – mówi Helena. 

- A niech gadają  - stwierdza Józef. – Przecież jak człowiek dostaje jeszcze jedną szansę  na dobre życie, to grzech ją zmarnować. Ma sam do śmierci siedzieć? Poza tym to młodzi są specjalistami od gorszenia. Na starszych już nikt nie patrzy.