www.superstarsi.pl

Judy Dench. W roku 2012 skończy 78 lat i nie zamierza iść na emeryturę!

Dama, która umie przeklinać

W roku 2012 skończy 78 lat, a zawsze błyszczy na czerwonym dywanie. Świetna, krótka fryzura w naturalnie siwym kolorze, proste kreacje i wysmakowa biżuteria. Nie ma chyba drugiej brytyjskiej aktorki tak szanowanej i tak rozpoznawalnej. Judy Dench. Jej dorobek budzi respekt. Ale jak mówi sama: – Nie nazywajcie mnie skarbem narodowym. To pachnie uwięzieniem w szklanej gablocie, skąd cię tylko wyjmują, gdy muszą zetrzeć kurze. Ja jeszcze chcę żyć i pracować!

Judy Dench zna sposoby na radość życia: praca, hazard, poczucie humoru i kilka innych.    Judy Dench zna sposoby na radość życia: praca, hazard, poczucie humoru i kilka innych.

Judy Dench ma tytuł Damy Imperium Brytyjskiego i najpoważniejsze odznaczenia od królowej brytyjskiej. Potrafi jednak też zakląć siarczyście. W ostatnim wywiadzie dla „Good Housekeepig” wygwiazdkowano sporo wyrazów, co w tak statecznym miesięczniku i przy jej erudycji, raczej pachnie prowokacją. Przede wszystkim jednak znakomicie obrazuje dystans do samej siebie.

Mistrzyni ról w szekspirowskich dramatach, bezbłędnie zmierzyła sie z rolą M w kolejnych Bondach (pierwszy raz w „Golden Eye”, 1995 r.). Ma na koncie mnóstwo nagród, w tym Oskara za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą w „Zakochanym Szekspirze”, gdzie stworzyła wspaniały portret królowej Elżbiety I. Przez ostatnie dwa lata nie schodzi z planu filmowego. Właśnie widzowie w kinach zachwycają się „Hotelem Marigold”, a jesienią zobaczymy ją siódmy raz jako M, szefową Bonda w „Skyline”.

 

To nic, że mam zwyrodnienie plamki żółtej

– Nie mam zamiaru przechodzić na emeryturę – podkreślała mocno tuż przed premierą światową Hotelu Marigold.

Tym bardziej mocno, że w lutym przyznała się brytyjskiej prasie do zwyrodnienia plamki żółtej. Ta choroba oczu powoduje zaburzenia widzenia i może nawet doprowadzić do całkowitej utraty wzroku. – Moja mama na to cierpiała, więc to przetrwało w moich genach. Dostaję zastrzyki w gałkę oczną i wszystkie znaki wskazują na to, że choroba została opanowana – tłumaczyła spokojnie, gdy histerycznie spekulowano na temat możliwego rozwoju wypadków. – Najbardziej jest to stresujące w restauracji, gdy nie bardzo widzę z kim mam przyjemność właśnie jeść kolację – dodawała z właściwym sobie sarkazmem.

– Nie przestaję czytać scenariuszy, planować następnych ról. Teksty czyta mi córka, mój agent lub ktoś z przyjaciół. To całkiem przyjemne, jakby ktoś opowiadał mi bajki. A jeśli chodzi o książki, kupuję ebooka, bo tam mogę sobie wybrać komfortowy rozmiar liter.

 

###

 

Judy o emerytach

Pozbawiona zahamowań brytyjska bulwarówka „Daily Mirror” oznajmiła po premierze „Hotelu Marigold”, że kiedy dama Judy Dench mówi, wszyscy słuchają. I oni też, oskarżani o to, że piszą tylko o gwiazdkach pokazujących biust na Twitterze, zacytowali komentarz Judi Dench o sytuacji emerytów w Wielkiej Brytanii: – Nie traktujemy dobrze starszych ludzi. Usadawiamy seniorów na kanapie i porzucamy ich przed telewizorem. W domu traktujemy ich jak część wyposażenia, a w szpitalach jak zdziecinniałych staruszków. Zamiast się nimi opiekować i posłuchać czego naprawdę im potrzeba. Przecież płacą podatki przez całe życie, a potem oczekuje się, że jeszcze oddadzą całe swoje oszczędności w zamian za łaskawe podtrzymywanie przy życiu. Dla mnie to skandaliczne – zakończyła ostro.

Film opowiada o grupie emerytów, którzy udają się do Indii omamieni bajecznie kolorowym folderem hotelu spokojnej starości. Ten okazuje się paskudną ruderą, ale to jedyny dom seniora, na który ich stać. Dzieło reżysera Johna Maddena (m. in. „Zakochany Szekspir”) to słodko-gorzka opowieść o starości, która nie daje się zgorzkieniu i bezradności.

Judi Dench kończy film zdaniem: „Miarą sukcesu jest to, jak radzimy sobie z rozczarowaniem i porażką”. Ona nie poddaje się zaszufladkowaniu. Choć jest świadoma wyjątkowości swojego położenia: – Wiem, że niewielu, jak ja biegnie z radością do pracy, ma tę pracę i zarabia dobrze – mówi. Nie przechwala się w pismach wnętrzarskich antycznymi meblami i posiadłością, ale za to pozwala sobie na lekko skandalizujące posunięcia: na spółkę ze swoim szoferem kupiła konia wyścigowego, którego chętnie odwiedzają (ich koń Smokey Oakey wygrał kilka najważniejszych wyścigów konnych). Dama z nonszalancją przyznaje się też do słabości, do hazardu.

Ponad 10 lat temu zmarł na raka płuc jej mąż Michael Wiliams. On też był aktorem, często razem pracowali (m. in. w popularnym serialu „A Fine Romance”).

 

W swojej głowie jest wwciąż smukłą blondynką przed pięćdziesiątką

Ich córka, która ma teraz 40 lat i sama wychowuje 15-letnego syna, poszła w ślady rodziców i została aktorką. Sporo gra w teatrze i telewizji. Poza talentem scenicznym, z pewnością odziedziczyła po matce poczucie humoru. – Chciałam być baletnicą, ale ponieważ bardziej rosłam wszerz niż wzdłuż, postanowiłam zostać aktorką. Jaka jest mama? Wspiera mnie, zawsze z moim synem są w pierwszym rzędzie na przedstawieniach. Jest zaprzeczeniem M z Bonda. Nie łatwo zaprzyjaźnia się z nowymi gadżetami. Niedawno nauczyła się esemesować i pisze długaśne teksty z ambicją na Pulitzera.

Judi Dench i Michael Wiliams przez trzydzieści lat stanowili szczęśliwe małżeństwo, któremu z zazdrością przypatrywał się show-biznes. Jej samotne wdowieństwo było tylko potwierdzeniem sielskiego obrazu. Gdy więc w zeszłym roku publicznie pokazała się na spacerze i na przyjęciu z konserwatystą Davidem Millsem, trąbiły o tym wszystkie gazety i portale.

Dench, jak na damę przystało, nie komentuje swoich prywatnych spraw. Za to o sobie mówi z niezmiennym poczuciem humoru: – W swojej głowie jestem smukłą blondynką przed pięćdziesiątką, więc nie oglądam swoich filmów, bo po co się wyzbywać się tak przyjemnej fantazji.

A dodajmy, że pierwszą znaczącą rolę filmową zagrała w wieku 51 lat w „Pokoju z widokiem” Jamesa Ivory'ego.