Aktywność fizyczna. Lek bez recepty na nadciśnienie tętnicze
Dwie krzepiące historie:
Pani Jadwiga ma 55 lat, wraz z córką i zięciem prowadzą niewielki sklep spożywczy. Ma lekką nadwagę i umiarkowane nadciśnienie tętnicze. Nigdy w życiu nie była aktywna fizycznie (oprócz czasów szkoły podstawowej), a ruch nigdy nie był jej ulubionym zajęciem. Ostatnio jednak postanowiła zmienić styl życia, kierując się troską o zdrowie i kondycję fizyczną. A kondycję trzeba mieć nie najgorszą, aby - poza pracą w sklepie - dwa razy w tygodniu przez osiem godzin zajmować się 3-letnim wnukiem. Córka pani Jadwigi bardzo liczy na tę pomoc.
Tak więc, mimo nawału obowiązków, pani Jadwiga podjęła decyzję o rozpoczęciu regularnych spacerów szybkim krokiem w pobliskim parku: trzy razy w tygodniu! Kupiła wygodne, sportowe buty i bawełniane skarpety. Obliczyła, że jej optymalny puls powinien oscylować wokół liczby 115 uderzeń na minutę. Zaczęła od 15-minutowych przechadzek niezbyt szybkim krokiem. Czuła się dobrze, więc w trzecim tygodniu wydłużyła czas do 20 minut. Po miesiącu maszerowała już 3 razy w tygodniu po pół godziny, a po 8 tygodniach 3 – 4 razy w tygodniu po 30 – 40 minut, pokonując dystans 3 do 4 km!
Dziś czuje się wyśmienicie, również dlatego, że zdołała przełamać własną słabość i konsekwentnie dąży do wyznaczonego sobie celu: schudnąć 5 kilogramów i obniżyć ciśnienie o 10 jednostek w ciągu 4 – 5 miesięcy.
Pan Włodzimierz był 58–letnim, otyłym mężczyzną prowadzącym siedzący, mało aktywny tryb życia. Dzień wypełniała mu praca przy komputerze, w domu zaś - lektura i telewizja. Z rzadka wybierał się na okazjonalny, krótki spacer z psem swojej żony. Pan Włodzimierz miał wyraźnie podniesiony poziom cholesterolu we krwi, łagodne nadciśnienie i częste bóle kręgosłupa lędźwiowego. Jako młody człowiek uprawiał turystykę rowerową i kajakową. Później jakoś stracił zapał, brakowało też czasu…
Ostatnio lekarz po raz kolejny bardzo wyraźnie zachęcał go do zmiany stylu życia, gdyż zarówno poziom cholesterolu, jak i wartości ciśnienia podniosły się w ciągu ostatniego roku tak, że konieczne stało się zwiększenie dawek leków. Pan Włodzimierz nie należy do entuzjastów łykania tabletek. Postanowił więc wziąć się za siebie. Uzgodnił z małżonką, że codziennie będzie wstawał kilka minut wcześniej, aby wyprowadzić psa na poranny, 10-minutowy spacer. Oprócz tego postanowił wsiadać na rower przynajmniej dwa razy w tygodniu. Na początek wytyczył sobie stałą trasę - ścieżką wzdłuż rzeki, zaliczając odległość ok. 8 km w czasie 35 do 40 minut. Przez pierwszych kilkanaście dni było bardzo ciężko; czuł się zmęczony już po 15 minutach pedałowania…
Po sześciu miesiącach regularnego treningu, gdy czas pozwalał, mógł przejechać w godzinę ponad 20 km. Oprócz jazdy rowerem, pan Włodzimierz polubił także pływanie. Basen, nawet raz w tygodniu, przynosi ulgę przemęczonemu kręgosłupowi. Zimą pan Włodzimierz zaczął chodzić na basen nawet dwa razy w tygodniu oraz - z podobną częstotliwością – do pobliskiej siłowni, aby przez pół godziny pojeździć na rowerze stacjonarnym. Koszt energetyczny takiej sesji to 300 kalorii. Ciśnienie zaczęło spadać, waga też.