Białe kitle szczerzą zębiska wysublimowanym grymasem profesionalnego uśmiechu.
Będzie dobrze,szepcze szyderczo lancet puszczając oczko do przerażonej ofiary.
Kłuję bezboleśnie,fturuje filuternie igła,grymaśnie wydymając brzuchate wrzeciono bulu.
,,Kaczka" cichutko chichocze koło łóżka-możesz na mnie liczyć nieboraku!
Blady,jak opłatek,wychudzony sąsiad,któremu zapominalska kostucha darowała życie,
trzyma wyciągnięty ku górze kciuk.
To znak! Jadą po ciebie ,,piguły"-pokrytym białem welonem-wehikułem życia.
Koniec złudzeń bracie-zrzucaj gacie i ubieraj podaną ci koszulkę cierpiętnika.
Wwożą cię do niebieskiego piekła,gdzie czeka:igła ,lancet i kat,na spopielałe ze strachu ciało,
drzące wewnętrznymi fiszbinami jestestwa.
Już czas,znika dopełniony dzień,niech się wreszcie,do diała stanie.