Zanim Grzegorz Hoffmann został szefem redakcji muzycznej radiowej „Trójki”, kierował redakcją muzyczną Radiostacji w jej pierwszych 3 latach istnienia (na przełomie wieków), czyli w okresie, gdy była najpopularniejsza. Piszę to z pewnym skrępowaniem, bo sam byłem wówczas jako dyrektor programowy jego przełożonym, ale fakt jest faktem, że słuchać wówczas Radiostacji było w dobrym tonie. Na pewno głównym powodem była muzyka. Zarówno ta z audycji autorskich, jak i nowości grane z play-listy w ciągu dnia. A żeby taka pula mogła funkcjonować, co tydzień organizowaliśmy nasze - we dwóch - nasiadówki nad nowościami. Teraz mogę przyznać, że był to jeden z moich ulubionych elementów kierowania programem Radiostacji. Nie wiem jednak czy Grzesiek też te zebrania lubił. Faktycznie wtrącałem się do decyzji, które kawałki promujemy, naciskałem by poszerzać nasze zainteresowania w tę czy inną stronę. Czasem jakimś cwanym sposobem doprowadzałem, by tzw. Power Play’em, czyli piosenką tygodnia był kawałek, który moje wewnętrzne poczucie przeboju kazało poprzeć, dać szansę.
Piszę tak dużo o sobie, a nie o Grześku, dlatego, by mu podziękować za te nasze dyskusje, czasem wspólne zachwyty, czasem spory, czasem obmyślania strategii promocji fajnych artystów. Jeśli zbyt naciskałem Grzesiu, to przepraszam, ale chyba jednak fajne było to, że udawało nam się osiągać consensus. Nawet nie wiesz ile od Ciebie się dowiadywałem o współczesnych kierunkach i konkretnych wykonawcach podczas tych piątkowych przesłuchań.
Tym razem Grzesiek sporządził listę sam, bez ingerencji. Wygląda bardzo ciekawie, choć zdziwiły mnie nieco dwa fakty: brak polskich piosenek oraz mało kawałków tanecznych, a przecież często musieliśmy się spieszyć z ocenianiem, bo wieczorem Grzesiek szedł do klubu. Wyjaśnienie jest jedno: ta lista jest po prostu wyborem z najlepszych dla niego na świecie utworów. A co do stylistyki, Grzesiek lubi gitarowe, melodyjne brzmienia, jak Stranglers, House Of Love, Jane’s Adiction, czy Stone Roses z jego listy. I to mi przypomina pewną historyjkę. Kiedy podczas jednego z naszych spotkań w tygodniu, w którym obrodziło gitarowcami naciskałem, by było więcej elektroniki, popu i reggae, wyraźnie zniecierpliwiony moim wtrącaniem się Grzesiek wycedził „bo ty, to w ogóle rocka nie lubisz”. Dementuję: lubię, a szczególnie z listy naszej dzisiejszej gwiazdy.