Dziś mój ulubiony dzień - Światowy Dzień Czekolady. Na Uniwersytecie Śląskim otwierają czekoladową kawiarenkę, w której będzie można spróbować czekolady w różnych smakach, również płynącej z czekoladowych fontann. Będzie można także obejrzeć wystawę opakowań po czekoladzie z prywatnych zbiorów Romana Buchały, który od przeszło trzydziestu lat kolekcjonuje opakowania z całego świata, a eksperci z uczelni opowiedzą o wpływie czekolady na nasz organizmi wyjaśnią jak powstaje tabliczka. Szkoda, że do Katowic mam tak daleko.
Ale będę celebrować ten dzień u siebie w domu. Podobno statystyczny Polak zjada rocznie prawie półtora kilograma czekolady. Ja na pewno zawyżam statystyki :) Bliżej mi do mieszkańców Belgii, którzy zjadają jej najwięcej na świecie - 10,7 kilogramów rocznie na głowę mieszkańca, za nimi plasują się Szwajcarzy i Niemcy (około 10 kilogramów) i mieszkańcy Wielkiej Brytanii - ponad 9 kg.
Wyznaję: jestem czekoholikiem. Dla mnie, podobnie jak dla Agnieszki Radwańskiej, dzień bez czekolady jest dniem straconym. Ostatnio coraz bardziej przekonuję się do gorzkiej, ale i tak gruba kostka mlecznej belgijskiej jest nie do zastąpienia. No, może dwie :) Zaś zimą, duża filiżanka gorącejczekolady.
Mam dobrą wiadomość dla smakoszytego rarytasu: dzięki niemu będziemy mieć zdrowe serca! Do tych wniosków doszedł prof. Franco Duran Oscar z University of Cambridge i podzielił się nimi ostatnio na Europejskim Kongresie Kardiologicznym. Przeanalizował siedem dużych badań, w których łącznie wzięło udział ponad 100 tys. osób. Badani, którzy regularnie jedli czekoladę, rzadziej zapadali na choroby układu sercowo-naczyniowego. Mniejsze też u nich było zagrożenie udarem w porównaniu z tymi, którzy czekolady nie jedli. Badacz nie potrafił wyjaśnić dlaczego tak jest, ale podejrzewa, że ma to związek z
antyoksydantami, które występują w czekoladzie i chronią naczynia krwionośne, ponadto ten słodki przysmak sprzyja wydzielaniu endorfin, w związku z czym mamy lepszy nastrój. A jak wiadomo dobre samopoczucie ma istotny wpływ na zdrowie serca, zmniejsza stężenie hormonów stresu. I wychodzi nam to na zdrowie.
Z kolei, inny naukowiec odkrył, że nawet będąc na diecie, nie musimy sobie odmawiać czekolady. Ba, nawet odradza trening w siłowni na rzecz kawałka gorzkiej. Dr Moh Malek, uczony z Wayne State University w Detroit w USA przeprowadził badania na myszach. Dowiódł, że zwierzęta, które trenowały przez 30 minut dziennie, miały tak samo pobudzone mięśnie jak te bardziej leniwe, ale dostające posiłki z epikatechiną. Epikatechina to substancja zawarta w kakao, która powoduje wytwarzanie energii niezbędnej do spalania kalorii.
Nikogo nie namawiam, by jadł czekoladę zamiast ćwiczyć, ale dobrze wiedzieć, że dwie kostki czekolady dziennie o wysokiej zawartości kakao pomagają przyśpieszyć metabolizm i pohamować apetyt. Lepiej je jeść na pół godziny przed posiłkiem. Wtedy będziemy już syci i zjemy mniej obiadu, bo kakao zahamuje apetyt i pobudzi nasz metabolizm oraz przygotuje organizm do trawienia posiłku.
Czekolada to doskonałe źródło przeciwutleniaczy oraz procyanidyn, ma również stosunkowo niski indeks glikemiczny. To oznacza, że po jej zjedzeniu poziom glukozy wzrasta powoli. Niestety to także spora dawka kalorii i tłuszczów nasyconych. OK. 7 kostek gorzkiej czekolady o zawartości kakao 85proc. zawiera blisko 227 kcal i 12g tłuszczów nasyconych, co stanowi 60 proc. dziennej normy. Zawsze można potem pobiegać przez godzinę.
Ostatnio jeden z krakowskich kucharzy powiedział, że w polskich sklepach 90 proc. czekolad jest nie do zjedzenia. I chyba miał rację. Z ciekawości poszłam na rekonesans do sklepu. I proszę, na opakowaniu czołowych producentów znalazłam: cukier, tłuszcz palmowy, mleko w proszku, lecytynę sojową, w niektórych: syntetyczny emulgator i stabilizator E476, konserwanty, np. sorbinian potasu, chemiczne aromaty i zagęstniki, tj. karagen, pektyny i agar, które w dużych dawkach mogą działać przeczyszczająco. Zaś czekolady tzw. lekkie mają więcej kalorii niż te normalne.
Kakao w nich jak na lekarstwo, a przecież powinno być go jak najwięcej. Mylące są też rysunki na opakowaniach: góry, wiadra z mlekiem, uśmiechnięte krowy, a z tyłu małym druczkiem napisane, że mleko owszem jest, ale w proszku. Dobrą czekoladę i do tego ręcznie robioną można kupić np. przez internet. Manufakturę Czekolady otworzyło dwóch kolegów, którzy porzucili pracę w korporacjach i zajęli się tym co naprawdę lubią. Można u nich kupić kilka rodzajów czekolady z najwyższej jakości ziaren kakaowca m.in. z Ekwadoru, Dominikany i Ghany, z różnymi dodatkami, np. z prażonym sezamem, z orzechami, z chili, z imbirem, z owocami. Ich wyrób trzaska pod palcami przy łamaniu, delikatnie pachnie, a smak długo pozostaje na języku.
Podobnie zrobił Willie Harcourt-Cooze, który w Wenezueli kupił kakaową plantację i zajął się produkcją czekolady z 70proc. lub 72proc. kakao, z bardzo niewielką ilością cukru i tłuszczu. W swojej książce "Willie’s Chocolate Factory Cookbook" opowiada o ciężkiej pracy w kakaowej fabryce, o pasji, zdradza przepisy na słodkie desery. Świetny facet, który na śniadanie zamiast płatków je jajka z chilli i kakao: "Na grzance układam plasterki awokado, smażę dwa jajka sadzone, na to ucieram sporo stuprocentowego kakao. Do tego wszystkiego dodaję trochę oliwy z chilli" - zdradza. Kto spróbuje?
Ja tymczasem włączę sobie "Czekoladę" z Juliette Binoche i Johnnym Deppem i zjem kawałek belgijskiej czekolady, tym razem z indyjską przyprawą garam masala.