rss | wpisy: 197

Blog użytkownika Agnieszka_Usiarczyk

  • data publikacji: 2012-05-10 12:49:00

    Dobre tylko czerwone łodygi

    Przywieziony z targu rabarbar (rzewień) czeka w kuchni. Dziś robię ciasto drożdżowe z rabarbarem i kruszonką. Jako dziecko nie lubiłam wypieków z jego użyciem, smakował mi tylko kompot, który gotował ojciec. Ale z czasem kwaśny smak rabarbaru przypadł mi do gustu, szczególnie w połączeniu ze słodkim ciastem. 
Trochę mnie zaniepokoiło, że roślina, którą mi dziś dostarczono miała niedokładnie odcięte liście. Czyżby ogrodnik nie wiedział, że są trujące?
 Rabarbar zaraz po zerwaniu powinien być ich jak najszybciej pozbawiony. Liście zawierają kwas szczawiowy i zjedzenie ich może doprowadzić do uszkodzenia nerek, a nawet do śmierci.

    Jadalne są wyłącznie zabarwione na czerwono łodygi. Rabarbar zawiera, choć w niewielkiej ilości, cenne składniki mineralne, np. żelazo, potas, wapń, magnez, fosfor, witaminy z grupy B, C oraz beta karoten. Nie należy go jeść zbyt często, ponieważ usuwa z organizmu wapń, utrudnia przyswajanie żelaza i może przyczynić się do tworzenia kamieni nerkowych. Ze względu na dużą ilość szczawianów, nie powinny go jeść osoby cierpiące na kamicę nerkową. 

    Kupując tę roślinę, wybierajmy nieuszkodzone łodygi. Omijajmy te zwiędnięte, grube i włókniste. Przed użyciem rabarbar myjemy i ściągamy włókna. Przechowujemy go w lodówce, pokrojony na kawałki i schowany w plastikowy pojemnik, nawet przez 3 tygodnie. Przed użyciem wystarczy zanurzyć łodygi na kilkanaście minut w lodowatej wodzie, by je odświeżyć. Łodygi rabarbaru można też mrozić. Tylko pamiętajmy, by na końcach nie miały pozostałości po liściach, bo substancje trujące mogą spłynąć z resztek liści do łodygi. Po wyjęciu z zamrażalnika, liście blanszujemy, by zachowały swój kolor. Rabarbar jest niskokaloryczny, ale kwaśny, więc wymaga posłodzenia. A to już zwiększa jego wartość kaloryczną. Można zrobić z niego orzeźwiające kompoty, galaretki, racuchy, ciasta, np. z budyniem i rabarbarem. Co z niego zrobicie na weekend? 


  • data publikacji: 2012-05-07 14:59:00

    Nie pocą się bo jedzą soję

    Nie od dziś wiadomo, że to co jemy ma ogromny wpływ na to jak wyglądamy i jak się czujemy. Mam na to kolejny dowód. Otóż okazuje się, że Azjatki lepiej znoszą okres przekwitania niż Europejki czy Amerykanki. A dlaczego? Bo jedzą dużo sojowych produktów! Ponadto ich menu jest bogate w warzywa, owoce, ziarna zbóż, ryby, oleje roślinne. Soja zawiera dużo fitoestrogenów, które łagodzą objawy przekwitania. Fitoestrogeny to roślinny odpowiednik kobiecych hormonów, których niedobór powoduje rożne dolegliwości w okresie przekwitania czyli m.in. huśtawkę nastrojów, kłopoty z  pamięcią, gorszy wygląd skóry i włosów. Fitoestrogeny mają też silne działanie przeciwnowotworowe. Soja jest również świetnym źródłem białka, zdrowych nienasyconych kwasów tłuszczowych, witamin z grupy B oraz pierwiastków: potasu, żelaza, magnezu, fosforu i wapnia. Zawiera również sporo substancji przeciwutleniających, zmniejszających ryzyko zachorowania na miażdżycę, choroby serca. Z badań naukowców wynika, że dzięki zdrowej diecie aż  80 proc. Japonek, Indonezyjek i Meksykanek nie narzeka na uderzenia gorąca w okresie menopauzy. A do tego rzadziej niż my, zapadają na choroby serca, osteoporozę. Na szczęście i my możemy mieć świetne wyniki badań i dobrze się czuć, gdy będziemy częściej wybierać soję i regularnie ćwiczyć. Pomocne dla dojrzałego organizmu są także kwasy tłuszczowe omega-3, które działają ochronnie na układ krążenia, regulują ciśnienie krwi, likwidują nieprzyjemne kołatania serca, często zdarzające się podczas menopauzy, poprawiają wygląd skóry. Znajdziemy je w tłustych rybach, np. w makreli, sardynkach, łososiu. Ryby są też bogate w wapń i fosfor, które wzmacniają kości. Pozytywne działanie na organizm ma też błonnik, który wspomaga perystaltykę jelit, dzięki czemu zapobiega zaparciom, a także stabilizuje poziom cukru we krwi. Zawierają go owoce, warzywa, płatki owsiane i otręby. By nie przybrać na wadze, warto ograniczyć kaloryczność potraw, zrezygnować ze słodyczy, słodkich soków, soli, a potrawy dusić lub piec. Będzie zdrowiej i mniej w biodrach! 



    
Kobietom soja wyjdzie na zdrowie, a panom? Odpowiedż nie jest prosta. Jedne badania głoszą, by jej nie jedli, bo osłabia męskość, zaś inni naukowcy twierdzą, że chroni przed rakiem. 
Przeciwnikami są lekarze z harwardzkiej szkoły medycznej w Bostonie, którzy zbadali, że mężczyźni, którzy jedli posiłki z soją więcej niż dwa razy w tygodniu, mieli niemal o połowę mniej nasienia niż ci, w których jadłospisie w ogóle nie było soi. Mniejsza ilość spermy według badaczy nie jest bezpośrednią przyczyną bezpłodności u zdrowych mężczyzn, ale u panów, którzy mają problemy z jej normalnym wytwarzaniem, może być problemem. Z kolei szwedzcy badacze są zdania, że jedzenie strączkowych, w tym głównie soi, chroni mężczyzn przed zachorowaniem na raka prostaty. I pownni ją jeść szczególnie panowie, których bliscy, np dziadek lub ojciec - chorowali na raka prostaty. Soja dodawana jest do wielu przetworzonych pokarmów, takich jak wędliny, sery, słodycze, pieczywo czy odżywki dla małych dzieci. Nie brakuje jej także w odżywkach dla sportowców.

     

     

     

     

     

     

     

  • data publikacji: 2012-04-30 14:47:00

    Na grilla: ryby i warzywa

    Wczoraj wieczorem, gdy spacerowałam, po osiedlu unosił się intensywny zapach pieczonych kiełbasek, karkówki. Zrobiło się ciepło, więc rozpoczął się sezon na grillowanie. I dobrze. Bo potrawy z grilla są zdrowe, pod warunkiem, że zadbamy o to, co będzie pod rusztem czyli o odpowiednie paliwo i podpałkę. Zdecydowanie lepszy jest brykiet niż węgiel drzewny, ponieważ pali się wolniej, w związku z czym potrawy na ruszcie się nie przypalają. Nie kupujmy brykietu już nasączonego podpałką, ponieważ substancje chemiczne w nim zawarte będą przenikać do jedzenia. Do rozpalenia zamiast chemicznych podpałek (zawierają naftę, parafinę) można użyć wysuszonych gałęzi winorośli, gałązek rozmarynu czy tymianku albo namoczonych wcześniej gałęzi z drzew owocowych. 
Nie rozpalajmy grilla używając drewna iglastego, igieł lub szyszek, ponieważ zawierają żywicę, a jej spalanie powoduje powstawanie szkodliwych związków. Nie należy również używać drewna lub papieru, gdyż zawierają one często dodatek lakierów lub farby drukarskiej. 
Mięso na ruszt należy układać na aluminiowych tackach (ciekawa jestem czy nagrzane aluminium nie wytwarza toksycznych związków), by wytapiający się z niego tłuszcz nie kapał na żarzące się węgle, gdyż wówczas pojawia się płomień, który przypala mięso. Tłuszcz spalający się w ogniu wytwarza szkodliwe, rakotwórcze substancje, które z dymem z żaru osiadają na opiekanym mięsie. Podobno w spalonym mięsie można znaleźć wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, które wydzielają się w wyziewach kominów, spalinach samochodowych czy też dymie papierosowym. Nie wolno zmniejszać płomienia skrapiając go wodą, gdyż powstająca para wodna unosi cząstki sadzy zawierające rakotwórcze związki. Mięso staje się wówczas jeszcze bardziej niebezpieczne dla zdrowia. Pamiętajmy, by wyczyścić ruszt z resztek przypalonego tłuszczu zanim ułożymy na nim tacki z jedzeniem. 
Dietetycy na grilla polecają chude mięsa, np. zamiast karkówki czy boczku wybierzmy pierś z kurczaka, ryby i warzywa. Pyszne z grilla są cukinia, bakłażan, pieczarki, cebulka, papryka, wcześniej zamarynowane w oliwie i przyprawach. Nie kupujmy gotowych, już przyprawionych mięs na grilla. Po pierwsze nie wiadomo czy są świeże, po drugie producenci często nie informują jakich przypraw używają, ponadto mają wiele chemicznych dodatków i soli. 
Lepiej samemu zamarynować mięso w oliwie, czosnku, musztardzie, w miodzie, ziołach. Zamarynowane mięso szybciej się piecze i jest bardziej kruche. 

Miłego weekendu majowego !

  • data publikacji: 2012-04-28 00:39:00

    Twardy do zgryzienia, ale zdrowy i nie tuczy

    Uwielbiam masło orzechowe. Ostatnio na święta robiłam sernik na spodzie z masła orzechowego i pokruszonych ciastek czekoladowych. Słony smak świetnie komponował się ze słodkim serem, sosem toffi i kwaśnymi wiśniami. Dawniej orzechy były wyłącznie przysmakiem ludzi zamożnych. Dziś każdy może sobie na nie pozwolić, warto więc włączyć je do menu. 
Amerykańscy badacze dowiedli, że jedzenie orzechów lub masła orzechowego kilka razy w tygodniu zmniejsza ryzyko rozwoju cukrzycy typu 2 u dorosłych kobiet. Warto je jeść bo zawierają nienasycone tłuszcze oraz inne związki, które mogą sprzyjać utrzymaniu stabilnego poziomu glukozy i insuliny. Naukowcy przez kilkanaście lat zbadali prawie 84 tys. kobiet z 11 stanów USA. Badane podawały jak dużo i jak często jadły orzechy. Na tej podstawie naukowcy udowodnili, że te, które jadły garść orzechów kilka razy w tygodniu, miały dużo mniejsze szanse na rozwój cukrzycy (o 27 proc.) niż te, które wcale ich nie jadły lub jadły rzadko. Zamiast orzechów, można jeść masło orzechowe, które także obniża ryzyko wystąpienia cukrzycy. 
Udowodniono, że kobiety zjadające co najmniej 142 gramów masła orzechowego tygodniowo zmniejszają u siebie ryzyko rozwoju cukrzycy o 21 proc. w stosunku do tych, które tego masła nie jadają lub jadają od czasu do czasu.

    Badacze obalili też tezę, że orzechy tuczą. Panie, które jadły orzechy wcale nie przybrały wiele na wadze. Kolejną zaletą orzechów jest to, że zapobiegają chorobom serca - dzięki obecnym w nich tłuszczom nienasyconym, mają właściwości przeciwzakrzepowe i obniżające zły cholesterol (orzechy laskowe są najbardziej bogate w tłuszcze). Orzechy są także źródłem kwasu foliowego więc nie powinny zapominać o nich kobiety ciężarne. Ponadto zawierają dużo potasu, żelazo, cynk, witaminy z grupy B, fosfor, miedź, magnez. Działają pobudzająco na pracę mózgu, a także zmniejszają stany depresyjne.

 Orzechów nie powinno zabraknąć w diecie wegetarian, ponieważ są źródłem białka i składników mineralnych. Orzechy rozsądnie należy podawać dzieciom, gdyż mogą uczulać. Najbardziej uczulają orzeszki ziemne.

  • data publikacji: 2012-04-25 11:31:00

    Szklanka mleka na mocne kości

    
Osteoporoza to postępujące zmniejszanie gęstości kości. Z czasem stają się one mało wytrzymałe i łatwo wówczas o złamania nawet przy niewielkiej kontuzji. Najgorsze jest to, że nie da się jej wyleczyć. Ale można do niej nie dopuścić. Pod warunkiem, że zadbamy o kości od małego. Pomoże w tym dieta bogata w wapń i witaminy oraz regularna aktywność fizyczna. Zatem pilnujcie dzieci, wnuki, młodych znajomych, by zjadali odpowiednią ilość wapnia każdego dnia. Wapń jest budulcem kości, dlatego istotne jest, by dostarczać go organizmowi już w dzieciństwie. Maksymalne zapotrzebowanie na ten pierwiastek (ok. 1200 mg na dzień) przypada na pierwsze miesiące życia i okres dojrzewania. Nie bez powodu specjaliści zalecają, by dzieci wypijały przynajmniej jedną szklankę mleka dziennie. Jednak najwięcej wapnia (aż 10 razy więcej niż twaróg) mają żółte sery dojrzewające - 30 g parmezanu zawiera aż 336 mg wapnia. Ponieważ są one tłuste, nie należy przesadzać z ilością. Dwa plasterki dziennie wystarczą. 
Na talerzu powinny pojawiać się także ryby, np. makrela lub sardynki z puszki, które w 85 g mają ok. 263 mg wapnia, pod warunkiem, że będą zjadane wraz ze szkieletem, w którym jest najwięcej tego pierwiastka. Dużo wapnia ma też łosoś z puszki. Ponadto ryby są źródłem witaminy D, która powoduje, że wapń jest lepiej przyswajalny. Ca mają też warzywa zielone, m.in.: brokuły (85 g ma 88 mg), jarmuż, natka pietruszki, rzeżucha (w 100 g jest 190 mg wapnia), kalarepa gotowana (85 g zawiera 179 mg), a także soja i fasola. 170 g tej z puszki zawiera 80 mg wapnia, w 100 g fasoli ugotowanej jest go ok. 150 mg. Źródłem wapnia są też suszone figi, orzechy laskowe (100 g ma 220 mg Ca), owsianka (20 g ma ok. 80 mg wapnia). W codziennym jadłospisie nie powinno zabraknąć też magnezu, cynku, fosforu, witamin: A, D3, C, B6 oraz K, a także białka, tłuszczów i węglowodanów. Karmiąc dzieci fast-foodami robimy im krzywdę. Posiłek w KFC nie zapewni odpowiedniej dawki witamin i mierałów, ponadto zawarte w nim sól oraz konserwanty, a do tego cola, wypłukują wapń z kości. 

Dieta bogata w wapń pomoże też starszym, spowalniając proces rzeszotowienia kości.

  • data publikacji: 2012-04-19 16:01:00

    Nie jedzą mięsa, nie będą pić kawy!

    Trwa tydzień weganizmu. Dziś wegetarianie muszą dokładnie czytać ulotki zanim cokolwiek zjedzą. Wszędzie czają się pułapki, a to żelatyna w jogurcie, a to koszenila w kawie. O tej ostatniej zrobiło się ostatnio głośno, bo największa na świecie sieć kawiarni Starbucks oznajmiła, że kawę frappucino i napoje o smaku truskawkowym będzie zabarwiać ekstraktem z chrząszczy, a dokładniej z czerwca kaktusowego -  jaskrawoczerwonego owada, który produkuje kwas karminowy. Barwnik zwany koszenilą wytwarza się z odwłoków i jaj owadów, które zabija są zanurzając żywcem we wrzątku. Następnie suszy się je na słońcu. By uzyskać kilogram koszenili potrzeba około 155 tysiąca sztuk robaków. Barwnik jest nam 
znany, bo dodają go niektórzy producenci jogurtów truskawkowych i malinowych, jest obecny też w kosmetykach. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia koszenila może u niektórych osób powodować astmę i alergie. 
Całe zamieszanie wzięło się stąd, że Starbucks obiecywał wegetarianom, że będą mogli kupować napoje, do których przyrządzenia użyto tylko i wyłącznie składników pochodzenia roślinnego, np. mleka sojowego.
 I nagle zmieniają zdanie. Wegetarianie bojkotują kawiarnie. Rozpoczęła się kampania, która wzywa, by sieć wycofała się z dodawania koszenili. Starbucks odpisał na list twierdząc, że wprowadzenie do kawiarni tego barwnika wynika ze strategii ograniczania użycia sztucznych składników w napojach i że osoby, które nie jedzą mięsa będą mogły zamawiać inne napoje, bo nie do wszystkich barwnik będzie dodawany. Za to mogą być pewni, że w żadnym nie będzie chemicznych barwników. Czy uda się wegetarianom? Zobaczymy. Sama nie wiem co gorsze: napój z ekstraktem z odwłoków czy z chemicznymi dodatkami. Ale ci, którzy lubią, niech piją kawę z suszonymi robakami. Smacznego! 


  • data publikacji: 2012-04-18 22:19:00
    Nikt nie skomentował tego wpisu. skomentuj

    Wysoki indeks glikemiczny sprzyja tyciu!

    Koleżanka się odchudza. Nie lubi ćwiczyć [nie wróżę jej sukcesu :)], więc zaczęła od diety. Specjalista opracował jej program żywieniowy, w którym są głównie produkty o niskim indeksie glikemicznym (Ig). Ja nigdy nie zwracałam uwagi na ten indeks, ale chyba zmienię zdanie. Poczytałam trochę na ten temat i powiem wam dlaczego warto. Produkty o wysokim Ig (> 75) sprzyjają tyciu, bo po ich zjedzeniu szybko wzrasta poziom glukozy we krwi i jeśli energia nie jest potrzebna w danym momencie, to insulina szybko ten poziom obniża i następuje magazynowanie energii w postaci tkanki tłuszczowej. Wówczas szybciej stajemy się senni i głodni i mamy ochotę na kolejne produkty właśnie z wysokim Ig. Ale bez obaw. Nie powinny one negatywnie wpłynąć na nasz organizm, jeśli będą elementem posiłku bogatego we wszystkie składniki pokarmowe (pełnowartościowe białko i dobre tłuszcze). Problem pojawi się wtedy, gdy taki produkt będzie zjedzony osobno, wtedy gwałtownie podniesie poziom cukru we krwi i zwiększy apetyt na kolejne produkty o wysokim Ig

    Z kolei, jedzenie produktów, które mają niski indeks glikemiczny sprawia, że poziom cukru w organizmie wzrasta powoli, co oznacza, że organizm przez długi czas czuje się syty, ponieważ wolniej trawi jedzenie. Większość pokarmów o niskim Ig sprzyja chudnięciu, jednak często mają one dużą zawartość tłuszczu, dlatego należy zwracać uwagę nie tylko na indeks, a także na kalorie, bowiem ich nadmiar będzie powodował odkładanie się tkanki tłuszczowej. 

    Ważną informacją dla osób kierujących się wartością indeksu jest to, że można go obniżyć, odpowiednio przygotowując dania. Lepiej zjadać pokarmy w ich naturalnej postaci niż je gotować czy piec. Warzywa oraz ryże, makarony czy kasze gotujemy al dente, do sałatek dodajemy odrobinę oliwy. 

    Warto wiedzieć, że także czas jedzenia ma wpływ na wydzielanie glukozy do krwi. Im szybciej jemy, tym jest ono szybsze. W internecie można znaleźć tabele z wymienionymi produktami i ich wartościami. Ja podaję tylko wybrane produkty:

     

    Wysoki Ig (> 75) mają: banany suszone, owoce smażone w cukrze, suszone daktyle, ziemniaki smażone, chipsy, frytki, puree z ziemniaków, bagietki, rogaliki francuskie, gofry, bułki do hamburgerów i hot-dogów z mąki rafinowanej, chrupki kukurydziane i inne przekąski słodzone lub solone, kasza jaglana, płatki kukurydziane, ryż instant, ryż prażony.

     

    Średni Ig (50 – 75) mają: banany świeże, ananasy, mango, kiwi, arbuzy, winogrona, rodzynki, figi, daktyle, owoce z puszki w syropie, soki owocowe, ziemniaki gotowane lub pieczone w mundurkach, buraki, marchewka gotowana, kukurydza konserwowa, popcorn, większość pieczywa i wyrobów cukierniczych z mąki białej i razowej, chleb chrupki, jasne makarony (z maki oczyszczonej), musli i płatki zbożowe naturalne, owsianka, ryż Basmati brązowy i biały, ryż jaśminowy, ryż biały długoziarnisty, orzechy kokosowe, ziarno sezamu. 

     

    Niski Ig (< 50) mają: świeże i suszone: jabłka, pomarańcze, grejpfruty, gruszki, morele, czereśnie, wiśnie, truskawki, poziomki, maliny, brzoskwinie, śliwki, żurawiny, sok z jabłek, szystkie sałaty i kapusty, szpinak, ogórki, świeża kukurydza, fasolka szparagowa, brokuły, kalafior, marchewka surowa, pomidory, papryka, zielony groszek, rzodkiewki, rzepa, szparagi, grzyby, chude mleko, maślanka, jogurty niesłodzone, kwaśne mleko, chude sery, razowy chleb jęczmienny, chleb gryczany, pumpernikiel, makarony pełnoziarniste, razowe i makarony jasne nie rozgotowane, otręby pszenne i owsiane, kasza jęczmienna perłowa, gryczana, całe ziarna żyta i pszenicy, ryż dziki, ryż biały parboiled (preparowany termicznie), soczewica, fasola groch, soja, bób, orzechy arachidowe, tureckie, migdały, soja, nasiona słonecznika.

  • data publikacji: 2012-04-14 15:52:00

    Macie szczypiorek? Dziś robimy twarożek!

    Od kilku dni mam wielką ochotę na pachnący biały ser z ziołami, z rzodkiewką i szczypiorem. Zamiast iść do sklepu po kostkę sera, wyciągam z lodówki mleko i po raz pierwszy sama zrobię sobie twarożek. Od lat robi go moja ciocia, tyle, że ona po mleko idzie do swojej krowy. Ja niestety jej nie mam :) Ale kupuję mleko z tzw. mlekomatów. Mleko musi być świeże, z UHT twaróg na pewno nie wyjdzie. 
Mleko przelewam do kamionkowego garnka i dodaję parę łyżek śmietany, żeby je zakwasić. I już wiem, że sera dziś nie zjem. Mleko musi postać przykryte lnianą ściereczką parę dni. Im dłużej, tym twaróg będzie kwaśniejszy. 
Gdy się zsiądzie, naczynie z mlekiem wstawiamy do garnka z zimną wodą i ostrożnie podgrzewamy w tzw. kąpieli wodnej. Woda nie może wrzeć! Mleko powinno być bardzo ciepłe, ale nie gorące. Tajemnica leży właśnie w wolnym podgrzewaniu. Jak mleko będzie zbyt gorące, ser będzie się kruszył. 
Mleko co jakiś czas mieszamy aż zacznie się oddzielać serwatka. Po kilku minutach przelewamy serwatkę przez płócienną ścierkę, zawijamy i odwieszamy na kilka godzin, by dobrze ją odcisnąć. I gotowe! Wystarczy jeszcze włożyć ser do lodówki by stężał i można jeść. 
Ciocia jeszcze przed podgrzewaniem, do mleka dodaje śmietanę, by smak sera był lepszy (ok. 100 gramów śmietany na każdy litr mleka). Ja dodam trochę mniej. 


    Niecierpliwi, którzy nie chcą długo czekać na twarożek, podgrzane mleko mogą zakwasić paroma łyżeczkami soku z cytryny i odstawić na około godzinę. Następnie odcedzić, dodać kilka łyżek śmietany, by otrzymać kremową konsystencję. I włożyć do lodówki. 
Gotowy twarożek przyprawię startą rzodkiewką, ogórkiem, cebulą lub tylko ziołami. Bardzo lubię z prowansalskimi. Moja koleżanka z pracy je biały ser posypany chili.

    Uwielbiam też z pomidorem, ale dowiedziałam się ostatnio, że to nie najlepsze połączenie. Oczywiście od czasu do czasu nam nie zaszkodzi, jednak ser i pomidor jedzone często mogą spowodować bolesną chorobę stawów. Zawarte w pomidorach kwasy łączą się z wapniem tworząc nierozpuszczalne kryształki, które następnie odkładają się w stawach i doprowadzają do powstania stanów zapalnych wywołujących silne bóle. 


    Biały ser zawiera dużo białka i aminokwasów, oprócz tego magnez, potas, cynk, witaminy A, D, E oraz B. Niestety nie jest bogatym źródłem wapnia, ponieważ w trakcie produkcji tracimy wapń przechodzi do serwatki, która jest następnie odlewana. By pokryć dzienne zapotrzebowanie na wapń musielibyśmy zjeść aż kilogram twarogu. 


  • data publikacji: 2012-04-12 09:49:00

    Wyznaję: Jestem czekoholikiem

    Dziś mój ulubiony dzień - Światowy Dzień Czekolady. Na Uniwersytecie Śląskim otwierają czekoladową kawiarenkę, w której będzie można spróbować czekolady w różnych smakach, również płynącej z czekoladowych fontann. Będzie można także obejrzeć wystawę opakowań po czekoladzie z prywatnych zbiorów Romana Buchały, który od przeszło trzydziestu lat kolekcjonuje opakowania z całego świata, a eksperci z uczelni opowiedzą o wpływie czekolady na nasz organizmi wyjaśnią jak powstaje tabliczka. Szkoda, że do Katowic mam tak daleko.

     

    Ale będę celebrować ten dzień u siebie w domu. Podobno statystyczny Polak zjada rocznie prawie półtora kilograma czekolady. Ja na pewno zawyżam statystyki :) Bliżej mi do mieszkańców Belgii, którzy zjadają jej najwięcej na świecie - 10,7 kilogramów rocznie na głowę mieszkańca, za nimi plasują się Szwajcarzy i Niemcy (około 10 kilogramów) i mieszkańcy Wielkiej Brytanii - ponad 9 kg. 
Wyznaję: jestem czekoholikiem. Dla mnie, podobnie jak dla Agnieszki Radwańskiej, dzień bez czekolady jest dniem straconym. Ostatnio coraz bardziej przekonuję się do gorzkiej, ale i tak gruba kostka mlecznej belgijskiej jest nie do zastąpienia. No, może dwie :) Zaś zimą, duża filiżanka gorącejczekolady.

     

    Mam dobrą wiadomość dla smakoszytego rarytasu: dzięki niemu będziemy mieć zdrowe serca! Do tych wniosków doszedł prof. Franco Duran Oscar z University of Cambridge i podzielił się nimi ostatnio na Europejskim Kongresie Kardiologicznym. Przeanalizował siedem dużych badań, w których łącznie wzięło udział ponad 100 tys. osób. Badani, którzy regularnie jedli czekoladę, rzadziej zapadali na choroby układu sercowo-naczyniowego. Mniejsze też u nich było zagrożenie udarem w porównaniu z tymi, którzy czekolady nie jedli. Badacz nie potrafił wyjaśnić dlaczego tak jest, ale podejrzewa, że ma to związek z 
antyoksydantami, które występują w czekoladzie i chronią naczynia krwionośne, ponadto ten słodki przysmak sprzyja wydzielaniu endorfin, w związku z czym mamy lepszy nastrój. A jak wiadomo dobre samopoczucie ma istotny wpływ na zdrowie serca, zmniejsza stężenie hormonów stresu. I wychodzi nam to na zdrowie.

     

    Z kolei, inny naukowiec odkrył, że nawet będąc na diecie, nie musimy sobie odmawiać czekolady. Ba, nawet odradza trening w siłowni na rzecz kawałka gorzkiej. Dr Moh Malek, uczony z Wayne State University w Detroit w USA przeprowadził badania na myszach. Dowiódł, że zwierzęta, które trenowały przez 30 minut dziennie, miały tak samo pobudzone mięśnie jak te bardziej leniwe, ale dostające posiłki z epikatechiną. Epikatechina to substancja zawarta w kakao, która powoduje wytwarzanie energii niezbędnej do spalania kalorii.
Nikogo nie namawiam, by jadł czekoladę zamiast ćwiczyć, ale dobrze wiedzieć, że dwie kostki czekolady dziennie o wysokiej zawartości kakao pomagają przyśpieszyć metabolizm i pohamować apetyt. Lepiej je jeść na pół godziny przed posiłkiem. Wtedy będziemy już syci i zjemy mniej obiadu, bo kakao zahamuje apetyt i pobudzi nasz metabolizm oraz przygotuje organizm do trawienia posiłku.

     

    Czekolada to doskonałe źródło przeciwutleniaczy oraz procyanidyn, ma również stosunkowo niski indeks glikemiczny. To oznacza, że po jej zjedzeniu poziom glukozy wzrasta powoli. Niestety to także spora dawka kalorii i tłuszczów nasyconych. OK. 7 kostek gorzkiej czekolady o zawartości kakao 85proc. zawiera blisko 227 kcal i 12g tłuszczów nasyconych, co stanowi 60 proc. dziennej normy. Zawsze można potem pobiegać przez godzinę.

     

    Ostatnio jeden z krakowskich kucharzy powiedział, że w polskich sklepach 90 proc. czekolad jest nie do zjedzenia. I chyba miał rację. Z ciekawości poszłam na rekonesans do sklepu. I proszę, na opakowaniu czołowych producentów znalazłam: cukier, tłuszcz palmowy, mleko w proszku, lecytynę sojową, w niektórych: syntetyczny emulgator i stabilizator E476, konserwanty, np. sorbinian potasu, chemiczne aromaty i zagęstniki, tj. karagen, pektyny i agar, które w dużych dawkach mogą działać przeczyszczająco. Zaś czekolady tzw. lekkie mają więcej kalorii niż te normalne.
Kakao w nich jak na lekarstwo, a przecież powinno być go jak najwięcej. Mylące są też rysunki na opakowaniach: góry, wiadra z mlekiem, uśmiechnięte krowy, a z tyłu małym druczkiem napisane, że mleko owszem jest, ale w proszku.  Dobrą czekoladę i do tego ręcznie robioną można kupić np. przez internet. Manufakturę Czekolady otworzyło dwóch kolegów, którzy porzucili pracę w korporacjach i zajęli się tym co naprawdę lubią. Można u nich kupić kilka rodzajów czekolady z najwyższej jakości ziaren kakaowca m.in. z Ekwadoru, Dominikany i Ghany, z różnymi dodatkami, np. z prażonym sezamem, z orzechami, z chili, z imbirem, z owocami. Ich wyrób trzaska pod palcami przy łamaniu, delikatnie pachnie, a smak długo pozostaje na języku. 


    Podobnie zrobił Willie Harcourt-Cooze, który w Wenezueli kupił kakaową plantację i zajął się produkcją czekolady z 70proc. lub 72proc. kakao, z bardzo niewielką ilością cukru i tłuszczu. W swojej książce "Willie’s Chocolate Factory Cookbook" opowiada o ciężkiej pracy w kakaowej fabryce, o pasji, zdradza przepisy na słodkie desery. Świetny facet, który na śniadanie zamiast płatków je jajka z chilli i kakao: "Na grzance układam plasterki awokado, smażę dwa jajka sadzone, na to ucieram sporo stuprocentowego kakao. Do tego wszystkiego dodaję trochę oliwy z chilli" - zdradza. Kto spróbuje?
Ja tymczasem włączę sobie "Czekoladę" z Juliette Binoche i Johnnym Deppem i zjem kawałek belgijskiej czekolady, tym razem z indyjską przyprawą garam masala. 


  • data publikacji: 2012-04-06 10:11:00

    Ciężki okres dla żołądka

    
Idą święta. Przed odchudzającymi się wielka próba! Nie będzie łatwo. Czy uda się wytrwać na diecie czy też na widok mazurków, bab, serników i kiełbasy puszczą wszelkie hamulce? Czy godziny biegania, ćwiczeń, spacerów pójdą na marne? 
Okaże się później, gdy założymy ulubioną wiosenną sukienkę lub wąskie spodnie.  


    Nie rozumiem osób, które będąc na diecie, jak tylko zrzucą parę kilo, od razu rzucają się na jedzenie. Tak jak by się im wydawało, że schudli raz na zawsze. 
Nie mogę zrozumieć też starszych, chorych, którzy co roku z przejedzenia trafiają na ostre dyżury.

    
Ja uwielbiam jeść, kiedyś próbowałam diet odchudzających, ale nie podobało mi się, że trzeba wyeliminować jakieś produkty na długie tygodnie i jeść albo same jajka, albo kapustę. Nigdy na żadnej nie wytrwałam, a nawet dobrze nie zaczęłam. Poza tym na hasło dieta jadłam dwa razy więcej. W końcu zaczęłam czytać o tym jak zdrowo jeść, rozmawiałam z lekarzami, dietetykami. Póki co wszyscy podkreślają, by jeść 5 małych porcji dziennie, pić dużo wody, ograniczyć słodycze, fast-foody. I ćwiczyć! 
I w święta te zasady także obowiązują, jeśli nie chcemy oponek na brzuchu, wystających boczków i bólów brzucha. 
Wcale nie musimy odmawiać sobie smakołyków.

     

    Przede wszystkim warto zaplanować menu. Zwykle szykujemy za dużo, a potem spieszymy się, żeby zjeść zanim się zepsuje. Kto każe nam piec 5 ciast? Czy nie wystarczą dwa? 
Po drugie gotując w domu, mamy możliwość ograniczenia kaloryczności potraw. Nie trzymajmy się ściśle przepisów. Cukru i tłuszczu zawsze można dać mniej. Po trzecie: nie jedzmy wszystkich dań jednego dnia. Nakładajmy na talerz małe porcje. Wtedy nie będziemy cierpieć na niestrawność, wzdęcia, bóle brzucha. 
Najbardziej kaloryczne w świątecznym menu są ciasta z kremami, z dużą zawartością cukru jak np. mazurki. Mniej kalorii ma baba drożdżowa bez lukru (tylko 140 w kawałku), sernik na zimno czy pascha - jeśli oczywiście użyjemy niezbyt tłustego sera. 
Nie ma Wielkanocy bez jajek. Jedzmy je, ale bez sosów. Majonez w sałatkach można zastąpić dressingiem lub jogurtem greckim. Zaś mięsa lepiej upiec, udusić niż smażyć w panierce. Będą zdrowsze, bo mniej tłuste. I może zamiast wieprzka, przyrządźmy indyka, gęś czy królika. Nie przesadzajmy też z alkoholem, który ma mnóstwo kalorii. Najlepsze będzie wytrawne wino, które ułatwi trawienie. 


    A po śniadaniu, na spacerek, by pozwolić odpocząć organizmowi i przyspieszyć procesy trawienne. Wszystkich kalorii nie spalimy, ale będzie nam lżej. 
Z tradycji świąt nie wynika, że mamy siedzieć tylko przy stole uginającym się od potraw. Wiem, że pogoda w te święta nie będzie nas rozpieszczać, ale co to za wymówka. Kurtka zimowa, szalik i do lasu albo parku ! 


     

    Umiar w jedzeniu i piciu powinny zachować szczególnie osoby starsze, chore, np. na cukrzycę, osoby na lekkostrawnej diecie z powodu chorób żołądka, wątroby. Pomimo corocznych apeli lekarzy, to właśnie oni trafiają najczęściej na ostry dyżur. Zapominają o lekach, mało się ruszają, nie spacerują. Układ trawienny u starszych osób, nie jest już tak sprawny jak kiedyś i przejedzenie może mieć fatalne skutki. Zbyt obfity świąteczny posiłek może być niebezpieczny także dla cierpiących na choroby serca, ponieważ przepełnienie żołądka może sprowokować niedokrwienie serca. Gdy pojawią się wzdęcia, uczucie ciężkości, bóle brzucha, niekiedy wymioty, nudności, wypijmy ciepłą gorzką herbatę lub miętę, wyjdźmy na spacer. 
A jeśli to nie pomaga, w pierwszej kolejności należy zadzwonić do swojej przychodni. 
Zdrowy dorosły, który przesadzi z jedzeniem, powinien sięgnąć po probiotyki, leki rozkurczowe, koniecznie przejść na lekkostrawną dietę, pić dużo wody, która oczyszcza organizm i naparów np. z dziurawca, kopru, mięty.

    
Jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy dawno temu najadali się do syta, cierpiąc potem z bólu - wiele produktów było wtedy niedostępnych na co dzień, a niektóre wręcz pojawiały się tylko na święta. Dziś mamy wszystko i w każdej ilości. Zatem z czego wynika świąteczne obżarstwo?


Listopad 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
        01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30  
webstar 2012