MR MAKOWSKI – pamięć fotograficzna
„Chcemy Lecha nie Wojciecha!!!” Jeśli w jakimś konkursie dotyczącym historii PRL ktoś zapyta kto, gdzie i o kim tak wołał należy zachować czujność, bo może to być podchwytliwe pytanie. Nie tylko może chodzić o Wałęsę i Jaruzelskiego!
Jarocin 1986 r. Podczas koncertu po Lechu Janerce ma zagrać Voo Voo, zespół Wojciecha Waglewskiego, ale publiczność nie daje za wygraną i domaga się bisów Janerki, skandując okrzyk znany z politycznych manifestacji. Poczucie humoru tłumu, to rzadkie zjawisko.
Anegdotę tę w książce swojego współautorstwa „Pokolenie J8, Jarocin 80 – 89’ przypomniał Mirek (MR) Makowski. I w jego „puli życia” znajdziemy „Konstytucje”, utwór z festiwalu, z roku 1991, który wykonują wspólnie Lech z Wojciechem. W kontekście anegdoty można uznać to wydarzenie za muzyczny okrągły stół!
MR Makowski od lat fotografuje polską muzykę. Nic wiec dziwnego, że w swoim zestawie skupił się tylko na niej. Zapytałem czy ani przez chwilę nie myślał o podaniu jakichś światowych tytułów, na co usłyszałem, że światowe tytuły w prowincjonalnych wykonaniach można zobaczyć w każdym polskim tv talent- show, a o historii polskiej, naprawdę dobrej, muzyki powoli zapominamy i on na każdym kroku stara się temu zapobiec.
No i dziękuję Ci Mirku, bo wyraźnie brakowało nam Martyny Jakubowicz, Pudelsów, Klanu, Polan czy Siekiery ( tzw. „oczywistości”), ale też dziękuję Ci za wkład w postaci utworów znakomitych, a zupełnie nieoczywistych. Panie i Panowie z pełną odpowiedzialnością rekomenduję: Walka Dzedzeja, pierwszego polskiego punkowca, Zdrój Jana – odjazdowców nie dostrzegających systemu, w którym żyli, czy Woo Boo Doo – efemerydę grającą z ponadczasową energią. Polscy superstarsi grają polskie piosenki!
mrmakowski | 13-04-2012
to ja może dodam, co tu robi HIPOPOTAM: a to cytat jest z broszury jak „beats of freedom” Koledzy robili… no to:
„Doświadczenie jest nieprzekazywalne. Gdy pojawił się Chris Salewicz, narrator filmu Beats of Freedom – Zew wolności, chciałem opisać mu 20–30 lat życia w kilka godzin.
Absurd? Tak. Najzabawniejsza była próba przybliżenia terminu „big-bit”, muzyki lat 60., nawiązującej do zachodniego rocka, lecz oficjalnie akceptowanej, produkowanej i kontrolowanej przez tych, którzy chcieli mieć dostęp do stołu PRL-u. Spróbowałem przetłumaczyć tekst piosenki Hipopotam Czerwono-Czarnych i Kasi Sobczyk:
puka ktoś więc pytam kto tam
nagle słyszę: hipopotam
nie otworzę jestem sama
boję się hipopotama…
– i widzę, że Chris osłupiał: „To brzmi jak psychodeliczny tekst Timothy’ego Leary’ego…”
„Serca najmłodszej publiczności zaskarbiłam sobie bijącą rekordy popularności piosenką pt. Hipopotam. Był to rok 1968 i program »Giełda telewizyjna«” – wyznaje artystka.
Ale my, starsi – nie daliśmy się przekonać. Byliśmy nieliczni, hipisi bez dżinsów (mało, drogie, za dewizy w Peweksie). Żyliśmy w bloku, który oficjalnie walczył o pokój. Hasło „make love not war” nie miało sensu.
A rok 1968…
Big-bit był muzycznie i ideowo nie do zaakceptowania.
W latach 70. słuchało się jazzu
(…)”
„Nasze ZOO: rola hipopotama w muzyce rockowej PRL-u”
Mirosław Makowski