Zamach w Smoleńsku (2)
Zaczęli przygotowania do zejścia z wysokości przelotowej,kiedy Duży pojawił się znowu. Tym razem nie stał za oparciami foteli, ale usiłował ulokować się pomiędzy nimi, co przy jego ciężkiej sylwetce nie było takie całkiem proste. Najwięcej miejsca było za fotelem Pierwszego, ale też tam kierowali się wszyscy, którzy mieli coś do powiedzenia pilotom. Duży wybrał drugą stronę – ciaśniejszą i trudniej dostępną, bo trzeba się było przecisnąć pomiędzy fotelem Mechanika i Nawigatora, aby znależć się za fotelem Drugiego. Tam wcisnął prawą stopę między panel środkowy a prawy fotel, zostawiając lewą stopę za panelem i skręcił ciało ćwierćobrotem w lewo. Teraz jego tyłek celował prawie w twarz Drugiego, który odsunął się w bok, na tyle, na ile pozwalały mu pasy. Dla Drugiego nie była to całkiem komfortowa pozycja, ale zapewniała minimum dystansu .
Lewa dłoń Dużego spoczęła na krawędzi oparcia fotela Pierwszego, a cała lekko pochylona do przodu postać wyrażała jednocześnie ojcowskie zainteresowanie osobą Pierwszego, połączone z głęboką pogardą dla Drugiego. Co prawda, w ten sposób przeszkadzał wszystkim w kabinie, ale był ponad to. Znany był z grubiańskich manier, na granicy chamstwa, demonstrowanych w kabinie pilotów, kiedy w grę wchodziły jego prywatne interesy.
Tę niewygodną sytuację usiłował zmienić Nawigator. Powinien czekać cierpliwie na rozkaz Pierwszego, nakazujący odczytywanie "checklisty" , lecz teraz mógłby go nie dosłyszeć. Postanowił zareagować:
- Mogę kartę ? – rzucił głośno i wyraźnie. Było to trochę wbrew przepisom, ale sytuacja też była aż nadto nieprzepisowa.
- Bardzo proszę - Pierwszy był nieformalnie grzeczny.
- Procedura – rozpoczął czytanie Nawigator.
Drugi milczał. Powinien potwierdzić znajomość procedury, lecz wielkie cielsko Dużego skutecznie przeszkadzało mu w komunikacji. Odpowiedział Pierwszy:
- Jeszcze nieznana.
- Dane do lądowania.
- Częściowo zapisane – odpowiedział Drugi. Powinien podać cały szereg technicznych danych o ciężarze, wyważeniu, prędkości samolotu podczas lądowania – ale zbył to wszystko ogólnikiem. Przecież lądować nie będą, zamarkują tylko podejście i odlecą na zapasowe !
- RW, nastawniki RW – kontynuował Nawigator.
- Sto metrów – odpowiedział Pierwszy, potwierdzając w ten sposób reszcie, że zejdą na wysokość stu metrów nad poziomem ziemi, mierzoną precyzyjnie przez wysokościomierz radiowy, wyrównają lot do poziomu, sprawdzą widoczność i odlecą. Nie podał kursu do lądowania – co zazwyczaj się robi – bo jeszcze nie zdecydował z którego kierunku zrobi sobie podejście. W tej sytuacji nie było to takie pilne, mógł zadecydować później. Ale tuż przy prawym ramieniu miał Dużego – też pilota – który dokładnie wiedział, co powinien usłyszeć w tym momencie, więc dla zyskania na czasie dodał:
- Kurs pasa za chwileczkę.
Na kolejne pytanie Nawigatora o ilość paliwa odpowiedział Drugi:
- Około jedenaście ton do lądowania.
Nie należało to do jego obowiązków i na dodatek nie podał stanu aktualnego, ale stan oszacowany na moment decyzji: o lądowaniu, lub odejściu na zapasowe. Była to dodatkowa informacja dla Pierwszego o przewidywanym zasięgu, która mogła być ważna przy wyborze konkretnego lotniska zapasowego. Mechanik skwitował tę odpowiedź krótkim:
- Potwierdzam.
* * *
Nic się nie zmienia. Duży ciągle na coś czeka, więc Drugi głośno aprobuje zwłokę Pierwszego w sprawie kursu pasa:
- Dobra, nie ustawiamy jeszcze.
- Ustawimy sobie dwa-pięć-dziewięć , z tamtej strony – decyduje Pierwszy. Jeszcze dwa zdania z Nawigatorem i Pierwszy oświadcza:
- Kurs pasa dwa-pięć-dziewięć ustawiony.
Duży niezgrabnie zaczyna się wycofywać, robi sporo zamieszania z przestawianiem stóp w wąskiej przestrzeni gdy Drugi melduje:
- U mnie też.
Duży w końcu przesuwa się do tyłu aż za Nawigatora zwalniając przestrzeń pomiędzy pilotami. Nie będąc pewnym, czy Pierwszy go dosłyszał, na wszelki wypadek Drugi powtarza:
- U mnie też.
Poprawia się w fotelu, spogląda na Pierwszego i kątem oka widzi jak Duży znika w drzwiach kabiny. Z łobuzerskim uśmiechem pozwala sobie na żarcik:
- Ja też tak maju.
Przenosi wzrok na przednią szybę, zauważa drobne, słabe prześwity w chmurach. Po chwili mówi:
- Nie no, ziemię widać…coś tam widać. Może nie będzie tragedii…
* * *
- To co, powoli się szykujemy - raczej stwierdził, niż zapytał Drugi.
Nawigator przy swoim pulpicie rozłożył formularz i mruczał do siebie : dziś… kurs… temperatura… ciśnienie…
- Mogę jeszcze ciśnienie i temperaturę ? - wszedł mu w słowo Mechanik.
- Skąd mam wiedzieć ? Może Drugi wie ? – odparł Nawigator.
- Nie wiem. Nie, powiedz jaka jest temperatura ? Ziiiimno ! - roześmiał się wesoło Drugi.
Przekomarzali się jeszcze dłuższą chwilę, żartując ze swojej niewiedzy na temat pogody u celu podróży, z lekko wisielczym humorem. Zakończył te popisy Drugi, pytając:
- Widzimy jeszcze?
Pierwszy odmruknął coś, co brzmiało jak przeczenie.
Drugi raczej wyczuł, niż zobaczył otwieranie drzwi kabiny. Podniesionym głosem, nie tylko ze względu na hałas, zapytał:
- Kto tam?
- A nie mówiłam, że ja? - odpowiedział głos stewardesy.
- Nie słyszałem - Drugi mówił to z uśmiechem, skręciwszy głowę całkiem do tyłu, żeby dziewczyna widziała jego uśmiech. Podeszła blisko i stanęła tuż za fotelem Pierwszego.
- Mogę kogoś przyprowadzić?
- Nie, Basiu, nie teraz – Pierwszy powiedział to szybko, nie dając jej powiedzieć, o kogo chodzi.
- To może za kilka minut ? – nie ustępowała. Pierwszy nie odpowiadał. Przez dłuższą chwilę słuchał z wytężoną uwagą kontrolera lotu, który po angielsku podawał informacje dla nich. Końcówka informacji była zwięzła: na lotnisku docelowym widzialność czterysta metrów, mgła.
- Dobra, za kilka minut – zbył ją krótko, jednocześnie nasłuchując konwersacji Nawigatora z kontrolerem. Stała jeszcze chwilę, czekając, że może sprecyzuje to bardziej, ale głos Drugiego uświadomił jej, że ignorują jej obecność:
- Co ? - dopytywał się Drugi, patrząc na Nawigatora.
- To tak nie za dużo, co? - ten ostatni skomentował wysłuchany komunikat kontrolera.
Nie słuchała reszty, wychodząc z kabiny.
* * * * *