Ocena:
(głosy: 5)
 
 
|
 
|
rozmiar czcionki

18-02-2013

O czeskiej kuchni - Leszek Mazan, pierwszy Polak odznaczony medalem Jarosława Haszka

Burianovą przyrządzam osobiście

Z Leszkiem Mazanem, dziennikarzem i publicystą, autorem książek poświęconych Krakowowi i Pradze, korespondentem Polskiej Agencji Prasowej w Pradze w latach (1985-1992) rozmawiamy o czeskiej kuchni. Z okazji 70. rocznicy urodzin Leszek Mazan otrzymał jako pierwszy Polak medal Jarosława Haszka, autora „Przygód dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej”.

Leszek Mazan, pierwszy Polak odznaczony medalem Jarosława Haszka, dziennikarz, podczas swojego jubileuszu w sali obrad krakowskiego magistratu       Leszek Mazan, pierwszy Polak odznaczony medalem Jarosława Haszka, dziennikarz, podczas swojego jubileuszu w sali obrad krakowskiego magistratu

 

Co pan wybiera teraz z czeskiej kuchni?

 

Dziś wybór jest, że daj Boże zdrowie. Bardzo lubię, czego dawniej nie jadałem - zupę cebulową „cibulaczkę” albo czosnkową. Poza wszystkim  Czesi uważają, że tego typu zupa jest dobra na kaca. U Pinkasu w centrum Pragi - podaja ją całą noc, osobliwie nad ranem. Oprócz zup lubię też kiełbasę z rusztu, kiedyś paskudną, dziś pyszną. Generalnie muszę powiedzieć, że prawie wszystko w czeskich  kulinariach zmieniło się na lepsze.

 

Czy po pobycie w Czechach ma pan coś w stałych kulinariach domowych, jakiś szczególny czeski przysmak, który pan lub małżonka gotujecie?

 

Przywieźliśmy z Czech potrawę, której nauczyliśmy się robić od naszej sąsiadki pani Burianovej i stąd  nazywamy "Burianovą". Bierze się kawałki schabu i ubija jak na koltety, wkłada się do szklanej rynienki, na to daje plastry cebuli z przyprawami, potem plastry żółtego sera, wszystko to zalewa śmietaną i wkłada do piekarnika. Osobiście nie interesowałem się i nie interesuję kuchnią, ale „burianovą” mogę na upartego zrobić sam.  Zaproszono mnie bowiem do turnieju kulinarnego i wcześniej ku uciesze rodziny trenowałem robienie „burianovej” w domu. Niestety mimo tego, chyba nie bardzo mi się udało, uczestnicy programu nie bardzo chcieli moją „Burianową" jeść. Janek Nowicki nie dotknął jej wcale, Beata Tyszkiewicz tylko pół plasterka, natomiast kobieta, którą wielbiłem, nieżyjąca już niestety, filigranowa Stefania Grodzieńska zjadła...( zapewne z udawanym apetytem, ale jednak...) cały mój wielki schab! Mój podziw i sympatia do Niej jeszcze bardziej wzrosła...

 

Jak wyglądały przyjęcia dyplomatyczne w Pradze, na których pan bywał, czy Czesi chlubili się swoją kuchnią?

 

Tam, gdzie ja bywałem - czyli na przyjęciach z okazji świąt państowych panowała raczej "odświętna siermiężność": gulasz, cibulaczka, zawsze te same smakowo wędliny, praska szynka na ciepło. Nic szczególnego. Ciekawych informacji z dyplomatycznych szczytów dostarcza książka "Jak wam smakuje ekscelencjo?", wieloletniego szefa hradczańskiej kuchni Ladislava Nodla.

Za moich czasów menu dyplomatyczne było przedziwne – rzadko pojawiała się tradycyjna czeska kuchnia, natomiast wymyślano jakieś potrawy. Pisze nawet o tym mój przyjaciel Ladislav Nodl, który przytacza w "Jak wam smakuje ekscelencjo? menu uroczystych przyjęć dyplomatycznych na Hradczanach od Havla do Klausa. Ku memu zdumieniu nie ma w owych menu zbyt wielu dowodów szacunku dla kuchni czeskiej: jakieś piersi pawia z ananasem, jakieś sałatki z bambusa w sosie z Karaibów...Jednym z niewielu słowiańskich akcentów jest karp, oczywiście mielony, bo VIP mógłby się zadławić ością. Bułczane knedliki pojawiają się na stołach mniej więcej na co trzecim przyjęciu. Podano je m.in. królowej Elżbiecie II i Janowi Pawłowi II, pan prezydent Aleksander Kwaśniewski  dostał  do kawałka (no, kawałeczka) wieprzowiny zapewne na własną prośbę (dieta) tylko ryż.

Wiem także, że pani prezydentowa Kwaśniewska została w restauracji U Kalicha w Pradze uznana za najsympatyczniejszą klientkę - może z uwagi na entuzjazm z jakim jadła "utopence"?  Kiedy wspominałem o tym Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, podczas jego oficjalnej wizyty w Krakowie, opowiedział mi inną historię. Będąc w Pradze chciał iść do prawdziwej czeskiej, zwykłej typowej „hospudky”. Havel wskazał mu takową i oddał pod opiekę oficera ochrony. Nasz prezydent  nie zdążył jednak wypić piwa. Salwował się stamtąd ucieczką, gdy tylko zobaczył kelnerki w toplesach, czyli, jak tam się mówi, w "nahorze bez".

Sam miałem podobną przygodę w Pradze na Kongresie Niezależnej Inicjatywy Erotycznej, gdzie szampana podawały działaczki, z reguły o dużych, kołyszących się biustach, paradujące bez wyjątku również w "nahorze bez". Czeski tygodnik zamieścił zdjęcie, jak po płaski kieliszek i moczącą się w nim połową biustu działaczki sięga (to już interpretacja  żony)  - "moja lubieżna ręka" .

 

Strona: 1 2 3 4 5
Oceń:
Dziękujemy!
poleć znajomemu drukuj skomentuj subskrybuj
nie lubię lubię to | Bądź pierwszym który to lubi.
leksykon zdrowia seniora

Popularne

poradnik seniora
webstar 2012